Dokładnie siódmego marca 2018 roku papież Franciszek odpowiedział na liczne pytania o kościelny cennik usług. W czasie spotkania z wiernymi w Watykanie wypowiedział słowa, które zaskoczyć mogły wielu ludzi. Stwierdził bowiem, że księża nie powinni pobierać opłat za odprawianie mszy świętych:
Nic. Zrozumiano? Nic. Za mszę się nie płaci, msza to ofiara Chrystusa, która jest bezinteresowna. Jeśli chcesz ofiarować datek, zrób to, ale nie płaci się.
- podkreślił zwierzchnik kościoła katolickiego.
Minęło pół roku, a jeden z polskich YouTuberów postanowił sprawdzić, czy księża stosują się do słów papieża. ''Sprawdzam Jak'' z kamerą ukrytą w plecaku odwiedził kilka parafii, a w każdej z nich prosił księży o odprawienie mszy w intencji rodziny. Na koniec każdego spotkania pytał, czy za usługę należy się jakaś ofiara.
Reakcje księży były dwojakie. Część zapewniła, że ofiara jako taka nie jest wymagana i to, czy zostanie złożona, zależy wyłącznie od wiernego. Nawet jeśli ten nie zapłaci, msza i tak zostanie odprawiona.
Takie reakcje duchownych zdecydowanie napawają optymizmem,. Niestety, nie każdy był tak wyrozumiały.
- Pan chce rezerwować, czy od razu ofiarę składać dzisiaj? - spytał jeden z nich. Zapytany czy wpłata jest konieczna dodał, że ''z mszą zawsze wiąże się ofiara''.
Ile? Tu ksiądz nie podał żadnej konkretnej stawki, rzucił tylko, że wierni najczęściej ''dają pięćdziesiąt''.
Podobnie zareagował kolejny ksiądz, który podobnie jak jego poprzednik oznajmił, że ofiara być musi.
- To jest stypendium, które się należy księdzu - oznajmił duchowny, po czym stwierdził, że skoro ofiary nie ma, msza się nie odbędzie, a intencja musi zostać wykreślona.
Co odpowiedział na wzmiankę o słowach papieża? Krótkie ''no i co z tego?''.
''Sprawdzam Jak'' odwiedził tylko cztery parafie, jednak zdążył zetknąć się z różnymi reakcjami. Niestety, już w tak małym badaniu okazało się, że niektórzy wierni, jeśli nie mają pieniędzy, liczyć na odprawienie mszy w ich intencji nie mogą.
''Sprawdzam Jak'' to Dymitr Błaszczyk, który od kilku lat prowadzi działalność na YouTube. W 2016 roku podjął pracę w lokalnym, poznańskim oddziale TVP, jednak stanowisko szybko stracił. Powodem miała być właśnie działalność w internecie i test prezerwatyw, który w maju 2017 roku przeprowadził właśnie jako ''Sprawdzam Jak''.
Chłopak poleciał, gdy dyrektorka dowiedziała się, że opublikował nagranie z testu prezerwatyw.
- miał powiedzieć ''Gazecie Wyborczej'' jeden z byłych współpracowników Błaszczyka.
Jego film nie spodobał się podobno szefowej oddziału TVP, Agacie Ławniczak.
Po zwolnieniu Błaszczyka spotkała się z załogą, mówiła o testowaniu „tego czegoś”, bo słowo „prezerwatywa” nie mogło jej przejść przez usta.
- opowiadał jeden z pracowników TVP.