Na kobiety polował w mroku i we mgle, z młotkiem za paskiem. "Skorpion" zabił 9 osób

38 lat temu funkcjonariuszom udawało się schwytać seryjnego mordercę, Pawła Tuchlina, który zabił lub usiłował zabić 20 kobiet. Napadniętym ofiarom sprawca zadawał nawet kilkanaście ciosów młotkiem. Jego bezwzględne zachowanie spowodowało, że w śledztwie nadano mu kryptonim "Skorpion".

Paweł Tuchlin zapisał się na kartach polskiej kryminalistyki jako jeden z najbardziej brutalnych seryjnych morderców. Jego narzędziem zbrodni był młotek. Nosił go za paskiem spodni, owinięty w materiał tak, by nie było mu zimno w brzuch. Na kobiety napadał w latach od 1975 do 1983 roku w okolicach Gdańska, Starogardu Gdańskiego, Skarszewa, Tczewa i w ówczesnych województwach elbląskim i bydgoskim. Ofiary miały od 18 do 35 lat.

Zobacz wideo Pandemia potęguje patologie. „Przemoc domowa to palący problem"

Przemoc w rodzinie i poczucie odrzucenia

Paweł Tuchlin urodził się 28 kwietnia 1946 roku we wsi Góra w województwie pomorskim. Był ósmym z jedenaściorga dzieci. Jego ojciec, który był sołtysem, bardzo często spożywał alkohol. W domu dochodziło więc do przemocy - ojciec bił zarówno żonę, jak i dzieci. Jako nastolatek Paweł nadal moczył się w nocy, a jego krępująca przypadłość zaczęła być znana w całej wsi. Z 15-latka szydzili nawet jego rodzice, którzy podejrzewali, że chłopak robi to celowo. W późniejszym śledztwie przyznał, że jedyne "lekarstwo", jakie stosowali rodzice na tę przypadłość, była pyda - czyli splot rzemieni, którymi był bity.

W szkole także nie miał łatwo - odrzucali go zarówno koledzy, jak i koleżanki, które nazywały go "śmierdzielem" i "sikaczem". Ograniczył więc interakcje z rówieśnikami, ale też coraz bardziej interesował się płcią przeciwną. Często podglądał dziewczyny, które mu się spodobały, a czynność ta sprawiała mu coraz większą przyjemność. Według biegłych, to właśnie wtedy zaczęło rozwijać się u niego zaburzenie osobowości zwane parafilią (zaburzenie preferencji seksualnych). W jego przypadku podniecające było podglądanie i obnażanie się.

Nie udało mu się ukończyć technikum rolniczego i w wieku 18 lat wyjechał do Gdańska. Tam uczył się na elektryka i budowlańca, szukał też różnych prac dorywczych. W 1973 roku ożenił się, a niedługo później urodziła mu się córka. Po dwóch latach para wzięła rozwód. Powodem miał być romans Tuchlina z kelnerką.

Trzy pierwsze ataki i trzy lata przerwy

W 1975 roku opracował swój plan ataku na kobiety. Przyjął, że będzie napadać na idące samotnie osoby, gdy w okolicy nie będzie innych ludzi. Opowiadał, że uwielbiał tropić i obserwować swoje ofiary. Na narzędzie zbrodni wybrał młotek, co prawdopodobnie związane było z jego życiem na wsi - to właśnie młotkiem rolnicy ogłuszali zwierzęta przed ich ubojem.

Po raz pierwszy zaatakował pod koniec października 1975 roku. W okolicach dworca PKP wypatrzył 21-letnia Danutę. Śledził ją tak długo, dopóki w okolicy nie było nikogo. Zaczepił ją, pytając o zapałki, ale dziewczyna zignorowała jego pytanie. Wtedy wyciągnął młotek i kilkukrotnie uderzył ją w głowę. Nieprzytomną 21-latkę zaciągnął w krzaki. Dalsze działania przerwała mu przechodząca obok kobieta. Wtedy powiedział, że znalazł ranną dziewczynę i pójdzie zadzwonić po pogotowie - czego nie zrobił. Ofierze udało się jednak przeżyć ten atak.

Sytuacja ta nie zraziła go, a nawet zachęciła. W styczniu 1976 roku przy dworcu PKP dostrzegł 26-letnią Mirosławę, która wracała do domu. Uderzył ją młotkiem, gdy była już za furtką podwórka. Udało mu się rozpiąć jej spodnie, ale spłoszyło go światło w mieszkaniu na parterze. 26-latka sama doszła do drzwi sąsiadów i poprosiła o pomoc. Niecały miesiąc później zaatakował znowu. Tym razem w tramwaju zobaczył 19-letnią Jadwigę. Gdy znaleźli się w okolicy niezamieszkałych domów, wyciągnął młotek i uderzył ją w tył głowy. Nastolatkę zaciągnął do szopy, ale wrócił po torebkę, którą upuściła po drodze. W tym czasie Jadwiga odzyskała przytomność, więc zadał jej kolejne ciosy. Zaczął rozbierać ofiarę, ale ponownie ktoś go przestraszył. 19-latce też udało się przeżyć, chociaż cudem, doznając wielu rozległych złamań czaszki.

Tuchlin przerwał ataki, jednak nie wiązało się to ze strachem. W tym czasie trafił do więzienia na trzy lata za kradzież w miejscu pracy.

Wyszedł z więzienia i zabił. Mógł wpaść po pierwszym morderstwie, ale nie było go na liście

Niedługo po opuszczeniu więzienia, w listopadzie 1979 roku, zaatakował znowu - tym razem 18-letnią Irenę. Obnażył się przed nią, a potem zaatakował młotkiem i odciągnął 100 metrów w głąb lasu. Dziewczyna nie przeżyła, stając się jego pierwszą ofiarą. Podczas ucieczki z miejsca zdarzenia zgubił swój młotek. Narzędzie zostało znalezione przez milicję. Odkryto na nim skrót ZNTK (skrót Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego). Funkcjonariusze otrzymali listę dwóch tys. pracowników, którzy mieli dostęp do takich narzędzi i każdego z nich sprawdzono. W firmie tej pracował także Tuchlin, jednak był nowym pracownikiem i kadry zapomniały umieścić go na liście.

W lutym 1980 roku "Skorpion" śledził Anastazję. Ciosy, jakie zadał zaatakowanej, okazały się śmiertelne. Kolejna ofiara - Alicja - zginęła pod koniec kwietnia. Jej ciało rozebrano od pasa w dół. Tuchlin zabrał też jej obrączkę. We wrześniu zginęła 22-letnia Cecylia, która w dniu ataku była na ostatnich przymiarkach sukni ślubnej (i to w niej została pochowana). Po morderstwie Tuchlin przeszukał jej torebkę i zjadł nad jej ciałem ciastka.

W listopadzie 1980 roku zaatakował w Malborku, używając metalowego pręta. Zwłoki 22-letniej Grażyny, pracownicy domu dziecka, znaleziono dopiero po dwóch dniach. W grudniu zabił ponownie - tym razem Wandę, matkę ośmioletniego dziecka, która jechała do pracy. Mimo tego milicja nie powiązała ze sobą kolejnych ofiar, które ginęły od uderzenia młotkiem. Ataki nie ustały, chociaż w 1980 roku ponownie się ożenił. Razem z Reginą wyjechał do rodzinnej wsi, gdzie szybko urodził im się syn. Żona wspominała później, że zawsze był troskliwy i spokojny - tak samo oceniali go sąsiedzi.

Rodzina nie powstrzymała go przed kolejnymi atakami. W listopadzie 1981 roku na polnej ścieżce zobaczył 19-letnią Halinę. Kobieta zmarła po czterech dniach w szpitalu. Następnie napadł na Genowefę, Bogumiłę i Krystynę. Od 1975 do grudnia 1982 roku napadł na 15 kobiet, z czego siedem zmarło. Związek między morderstwami dostrzeżono dopiero w grudniu 1982 roku po zabójstwie 23-letniej Bożeny w Skaryszewach. Śledczy ustalili, że napastnik przeciągnął ją przez ulicę, ponownie uderzył młotkiem, a następnie przerzucił ją przez wysoki, murowany płot. Tam nadal zadawał jej ciosy, ponieważ próbowała uciec. Kilkanaście osób przechodziło po ataku w tej okolicy i mówiło, że słyszało jęczenie kota. Bożenę w końcu odnalazło trzech mężczyzn, jednak po kilku godzinach na pomoc było już późno - stała się ósmą ofiarą Tuchlina.

Milicja w końcu powiązała te zbrodnie. Na początku 1983 roku powołano grupę o kryptonimie "Skorpion", której celem było schwytanie seryjnego mordercy. W jej skład wchodziło 11 doświadczonych funkcjonariuszy. W analizie specyfiki napadów odkryli, że atakował w pochmurne lub deszczowe dni, po zmroku lub tuż przed świtem. Wybierał miejsca ustronne, ale blisko szlaków komunikacyjnych. Nie gwałcił swoich ofiar, ale zaspokajał się nad ich ciałami. To właśnie ta ekspertyza, modus operandi, po raz pierwszy w polskiej kryminalistyce została uznana jako dowód w sprawie.

Tuchlin zaatakował ponownie 11 dni po utworzeniu grupy do jego ścigania. W styczniu 1983 roku przebywał we wsi Rytel, gdzie zaatakował 20-letnią Ewę. Kobieta cudem uszła z życiem. Dzięki jej zeznaniom i wspomnieniom innych świadków udało się przygotować mało konkretny portret pamięciowy. Szukano szczupłego mężczyzny o pociągłej twarzy i wystających kościach policzkowych.

Tuchlina pogrążyła kradzież świń i parnika

Przełom nastąpił w momencie, gdy Tuchlin ukradł z pewnego gospodarstwa cztery prosiaki i przewiózł je kradzionym żukiem, a następnie podarował żonie. Jadąc tym samym samochodem, spostrzegł idącą poboczem 25-letnią Wiesławę. Napastnik potrącił ją, zapakował do żuka i zawiózł do lasu, gdzie uderzył ją kilkukrotnie młotkiem. Nie mógł jednak odjechać z miejsca, ponieważ auto zakopało się w błocie. Uciekł więc na piechotę. Zaatakowana kobieta przeżyła, a policjanci szybko podwiązali te dwie sprawy. Odciski opon potwierdziły, że kradzieży i ataku dokonała ta sama osoba. Założono wtedy, że napastnik nie jest z miasta i zna się na samochodach, ponieważ umie je odpalać bez kluczyka.

Niedługo zaatakował kolejną osobę. Ewa przeżyła, ale została okaleczona do końca życia. Na miejscu Tuchlin zostawił wyraźne odciski butów. Milicji udało się określić, że pochodzą z fabryki obuwia w Lublinie, skąd są wysyłane m.in. do ZNTK w Gdańsku. Ponownie zażądano listy pracowników i tym razem widniało na niej nazwisko Tuchlina. Okazało się, że w firmie jest odpowiedzialny za rozprowadzanie młotków po regeneracji.

W maju 1983 roku zaatakował 19-letnią Jolantę, która jechała do wsi Narkowy. Wysiadł z nią na tym samym przystanku i uderzył kilka razy młotkiem. Nastolatka próbowała czołgać się, wtedy sprawca zadał jej kilkanaście kolejnych ciosów w głowę. Jolanta była jego ostatnią ofiarą.

Tuchlin wpadł, ponieważ ukradł sąsiadowi parnik do przygotowywania karmy dla prosiąt. Grupa śledczych od razu podjęła decyzję o przyjrzeniu się 37-latkowi. Podczas zatrzymania Tuchlin myślał, że jest aresztowany z powodu kradzieży parnika. Pozwolił założyć sobie kajdanki i pojechał na komendę. W tym czasie przeszukano jego gospodarstwo, gdzie znaleźli młotek ze śladami ludzkiej krwi, obrączki i zegarki skradzione ofiarom. Jedną z nich nosiła nawet żona mordercy - o czym nie miała pojęcia.

Najpierw przyznał się do zabójstwa w Skaryszewach i próby usiłowania zabójstwa Wiesławy. Gdy dowiedział się o odkrytych przez policję obrączkach, zaczął mówić wszystko. Wydawał się być zaskoczony, że 9 z 20 napadniętych kobiet nie żyje. Twierdził, że "kiedy je zostawiał, były jeszcze ciepłe". Później próbował wszystko odwołać, broniąc się tym, że wyjaśnienia składał rzekomo pod przymusem. 

Podczas rekonstrukcji zdarzeń Tuchlin dokładnie i spokojnie pokazywał, jak postępował z kobietami. Wizji musiało być aż 20, dlatego wcześniej na miejsce udawali się zomowcy, którzy tworzyli kordon, by okoliczni mieszkańcy nie próbowali dokonać samosądu. Podczas jednej z wizji dziennikarze Michał Pruski i Zbigniew Żukowski z "Głosu Wybrzeża" zapytali go, co by zrobił, gdyby wyszedł na wolność. - Zapolowałbym - odparł z uśmiechem. Psychiatrzy po długich badaniach wydali opinię o jego poczytalności. Odczytanie aktu oskarżenia zajęło prokuratorowi kilka godzin. Na same akta sprawy składało się 6200 kart zgromadzonych w 31 tomach. Tuchlin usłyszał ponad 40 zarzutów i został skazany na śmierć przez powieszenie (jako przedostatnia osoba w PRL, która dostała taki wyrok). Egzekucja odbyła się 25 maja 1987 roku.

Lista ofiar Pawła Tuchlina:

  1. Irena H. - 18 lat, 9 listopada 1979 roku w Niestępowie;
  2. Anastazja E. - 30 lat, 1 lutego 1980 roku w Gdańsku;
  3. Alicja M. - 35 lat - 29 kwietnia 1980 roku w Skowarczy;
  4. Cecylia G. - 22 lata, 17 września 1980 roku w Czarnej Wodzie;
  5. Grażyna S. - 22 lata - 19 listopada 1980 roku w Malborku;
  6. Wanda K. - 30 lat, 12 grudnia 1980 roku w Gdańsku;
  7. Halina G. - 19 lat, 14 listopada 1981 roku w Gdańsku;
  8. Bożena S. - 24 lata, 8 grudnia 1982 roku w Skarszewach;
  9. Jolanta K. - 19 lat, 6 maja 1983 roku we wsi Narkowy.

Druga żona Tuchlina rozwiodła się z nim jeszcze w trakcie odbywania przez niego kary. Kobieta była w szoku i nie chciała rozmawiać na jego temat. Podobnie pierwsza małżonka nie wierzyła, że mógł on się dopuścić takich zbrodni.

Więcej o: