Miał 14 lat, gdy skazali go za gwałt i zabójstwo. Na krześle elektrycznym musiał usiąść na Biblii

W 1944 roku w USA doszło do brutalnego zabójstwa dwóch dziewczynek. O zbrodnię oskarżony został 14-letni chłopiec. Ława przysięgłych zdecydowała o jego winie w ciągu zaledwie 10 minut, po czym został skazany na karę śmierci na krześle elektrycznym. Z zarzutów oczyszczono go dopiero po 70 latach po ujawnieniu skandalicznych nieprawidłowości procesowych.

John Coffey to czarnoskóry bohater jednej z najsłynniejszych powieści Stephena Kinga o tytule "Zielona Mila". Obdarzonego niezwykłym darem uzdrawiania mężczyznę niesłusznie oskarżono o gwałt oraz zabójstwo dwóch dziewczynek. Choć był niewinny, ostatecznie został skazany na śmierć na krześle elektrycznym. Historię tę z pewnością kojarzy wiele osób. Znacznie mniej zdaje sobie jednak sprawę z tego, że do jej napisania twórca zainspirował się prawdziwą postacią - 14-letnim chłopcem o imieniu George Stinney Jr, którego opowieść budzi zdecydowanie większą grozę niż powieść pisarza. 

Zobacz wideo Obozy zagłady. Miejsca kaźni, o których nie powinniśmy zapominać

Tragedia w Alcolu w Karolinie Południowej 

Alcolu położone w Karolinie Południowej w południowej części USA było miasteczkiem podzielonym na dwie części - jedną z nich zamieszkiwała społeczność czarnoskóra, druga była przeznaczona dla białych. Mieli oni osobne szkoły, kościoły oraz prawa, a jedynym miejscem, w którym jedni i drudzy mężczyźni pracowali ramię w ramię, był miejscowy tartak. Granicę pomiędzy dwoma częściami miasta stanowiły zaś tory kolejowe. 

23 marca 1944 roku spokój w miasteczku został zmącony ogromną tragedią. Dwie dziewczynki - 11-letnia Betty June Binnecker i 7-letnia Mary Emma Thames zostały brutalnie zamordowane. Tego dnia dziewczynki wybrały się na przejażdżkę rowerową, podczas której miały zamiar nazbierać trochę kwiatów dla swojej ulubionej nauczycielki. Długo nie mogły znaleźć rośliny, na której im zależało, dlatego przeszły przez tory, by poszukać w drugiej części miasta. 

Po drodze dziewczynki spotkały dwoje czarnoskórych dzieci - George'a i jego młodszą siostrę Aime, którzy prowadzili krowę na znajdujące się w pobliżu pastwisko. Betty i Mary zapytały o to, czy rodzeństwo widziało w pobliżu kwiaty. Po uzyskaniu przeczącej odpowiedzi dziewczynki ruszyły na dalsze poszukiwania. To właśnie wtedy po raz ostatni widziano je żywe. 

Kiedy nie wracały do domu, ich rodzice zaniepokoili się i jeszcze tego samego wieczora rozpoczęły się poszukiwania. Przerwano je po kilku godzinach, by wznowić ponownie o poranku. Kolejnego dnia ciała Batty i Mary zostały odnalezione w rowie. Ktoś brutalnie pobił je ciężkim, tępym przedmiotem, miażdżąc im przy tym czaszki. 

Oskarżenia szybko padły na 14-letniego chłopca 

Pierwsze podejrzenia na 14-letniego George'a Stinney'a miała rzucić 17-letnia przyjaciółka zamordowanych dziewczynek Sadie Duke. Zeznała bowiem, że George miał przeszkadzać im kiedyś w zabawie i naprzykrzać się, gdy zbliżały się do części miasta zamieszkiwanej przez osoby czarnoskóre. Jej śladem szybko poszły inne białe dzieci, które żaliły się, że chłopiec miał nieustannie szukać powodów do bójki. 

Śledczym nie trzeba było niczego więcej, nie interesowały ich też zeznania najbliższych, którzy mogli zapewnić chłopcu alibi. Zgodnie z wersją jego siostry 14-latek przez cały czas był z nią i nawet na chwilę nie został z Betty i Mary.  

Na podstawie zeznań białych dzieci George został w błyskawicznym tempie oskarżony o zgwałcenie oraz zamordowanie dziewczynek. Wieść o jego zatrzymaniu rozeszła się równie szybko, dlatego rodzina w obawie przed linczem mieszkańców musiała uciekać z miasta. 

14-latkowi przydzielono adwokata z urzędu - 31-letniego Charlesa Plowdena, który w tamtym czasie miał zamiar ubiegać się o mandat do stanowej Izby Reprezentantów. Sprawa była więc dla niego kłopotliwa. Z jednej strony służbowy obowiązek nakazywał mu bronić oskarżonego chłopca, z drugiej wywalczenie łagodniejszego wyroku dla zabójcy dwóch małych dziewczynek mogłoby zniechęcić do niego wyborców. 

Proces i egzekucja

Podczas procesu prawnik nie ubiegał się o to, by przebadać oskarżanego wykrywaczem kłamstw czy przesłuchać jego bliskich. Nie podniósł również kwestii jedynego dowodu w sprawie, jakim było rzekome przyznanie się George'a do winy (prawdopodobnie pod naciskiem śledczych). 

Ława przysięgłych wydała wyrok w zaledwie 10 minut. 14-latka skazano na śmierć na krześle elektrycznym. Sędziowie byli nieugięci - skazanie George'a miało być dowodem na to, że nawet dzieci nie są bezkarne. Obrona nie złożyła apelacji od wyroku. Jak później usprawiedliwiał się prawnik, rodziny chłopca nie było stać na dalszą walkę w sądzie

Egzekucja miała miejsce 16 czerwca 1944 roku na 83 dni po aresztowaniu. Ostatnim życzeniem więźnia numer 260 miał być czekoladowy batonik. Idąc na śmierć, 14-latek był zakuty kajdankami, a w rękach ściskał Pismo Święte. Miał 155 cm wzrostu i ważył 40 kilogramów, dlatego strażnicy mieli problem z przypięciem go skórzanymi pasami do fotela stworzonego dla dorosłych. Według świadków musiał usiąść na przyniesionej Biblii.  

 
Gdy jego ciałem wstrząsały drgawki, zbyt duża maska spadła, ukazując przerażoną i pełną łez twarz dziecka

- opisywano egzekucję George'a. Chłopiec został pochowany w nieoznakowanym grobie za jednym z kościołów w Karolinie Południowej. Miejsce pochówku znała tylko jego rodzina. 

Uniewinniony 70 lat po śmierci

W 2004 roku historyk George Fierson pochodzący z Alcolu przeczytał artykuł, w którym opisano losy 14-latka. Zainteresował się sprawą - przestiudował wszelkie dostępne materiały, które udało mu się znaleźć, napisał wiele artykułów. W sprawę zaangażowało się też dwóch prawników: Steve McKenzie i Matt Burgess. Niedługo później wspólnie doszli do wniosku, że cały proces był fikcją

Udowodnienie niewinności George'a nie było jednak łatwe, większość świadków już nie żyła, a jedyną osobą, która mogła poświadczyć o jego alibi była siostra Aime. Kobieta przez całe życie usiłowała dowieść, że jej brat został bezpodstawnie skazany, nikt nie brał jej jednak na poważnie. W 2013 roku prawnikom udało się z nią skontaktować, a sprawa na nowo rozgorzała w mediach. To doprowadziło do zgłoszeń kolejnych świadków, którzy pamiętali wydarzenia z 1944 roku. 

Jednymi z ważniejszych zeznań, które pozwoliły podważyć prawidłowość przebiegu procesu była relacja współwięźnia George'a Johnny'ego Huntera. Twierdził on, że chłopiec do dnia egzekucji podtrzymywał, że jest niewinny. - Dlaczego chcą mnie zabić za coś, czego nie zrobiłem? - miał pytać George niedługo przed egzekucją. 

Po ponownym przesłuchaniu syna pastora, który znalazł ciała dziewczynek, wyszły na jaw kolejne nieprawidłowości. Przy ich ciałach nie było krwi - co było niemożliwe, zważając na śmiertelne obrażenia, jakich doznały. Ktoś musiał więc przenieść ich ciała z miejsca zbrodni do rowu przy torach. Jak oceniono, drobnej postury chłopiec nie byłby w stanie sam zamordować dwóch dziewczynek, a następnie - pozostając zupełnie niezauważonym - przenieść ich ciała w inne miejsce. 

Zainteresowanie wzbudziła również postać George'a Burke'a Sr., który był właścicielem tartaku w Alcolu. Mężczyzna kierował poszukiwaniami dziewczynek, a ich ciała zostały znalezione przez jego grupę na ziemi, która również należała do niego. To on zasiadał także w ławie przysięgłych podczas procesu, co było niezgodne z prawem procesowym (ławnicy powinni być bezstronni). Tego typu uchybień znalazło się o wiele więcej, w związku z czym 17 grudnia 2014 roku na 70 lat po egzekucji George'a Stinneya, wyrok skazujący w jego sprawie został uchylony. Rodzina zamordowanych dziewczynek nie zgodziła się z nowym wyrokiem, a sprawa zabójstwa Betty i Mary do tej pory nie została rozwiązana

Zobacz też: Zdjęcie 5-letniej Klary obiegło świat. Niedługo po jego wykonaniu dziewczynka zginęła w Auschwitz

Więcej o: