Najnowsze informacje z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Żucie skuwki od długopisu zdarza się wielu osobom - znudzonym lub zestresowanym studentom, pracownikom biurowym i małym dzieciom. Jeśli przypadkowo połkniemy zatyczkę, może nas to kosztować nawet życie.
Producenci doskonale zdają sobie sprawę z tego nawyku. Projektują więc długopisy w taki sposób, by były bezpieczniejsze dla żujących: niewielki otwór na końcu zatyczki spełnia funkcję "zapasowych dróg oddechowych". Jeśli skuwka dostanie się do tchawicy i w niej utkwi, otwór ma sprawić, że się nie udusimy (a przynajmniej w teorii). Dziurka zapewnia drożność dróg oddechowych, dzięki czemu przez pewien czas ma umożliwić oddychanie.
Firma BIC, która należy do najbardziej znanych producentów długopisów na świecie, dziurkuje skuwki od 1991 r., a za nią podążyły inne firmy. Czy ten standard sprawia, że trzymanie zatyczki w ustach jest zupełnie bezpieczne? Niekoniecznie. Jak poinformował dziennik "Daily Mirror" w 2007 r. na skutek połknięcia skuwki zmarł 13-latek z Wielkiej Brytanii. Matka chłopca powiedziała serwisowi, że to zabezpieczenie długopisu jest bezużyteczne, bo zatyczki, przez jej kształt, nie da się szybko wydobyć. Oddychanie uniemożliwiają dodatkowo wydzieliny w tchawicy, które blokują otwór w skuwce.