Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych
19 lutego 1980 r. zaniepokojenie współpracowników wzbudził fakt, że pracująca dla TVP montażystka Danuta Orzechowska nie pojawiła się w pracy. Licząca sobie 41 lat kobieta nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten sposób. Mieszkała z 18-letnią córką Katarzyną. Na milicję zadzwonił jednak jej były mąż Jerzy. Mimo tego, że rozwiódł się z Danutą, jak mówił, z powodu jej trudnego charakteru. Kobieta miała mu stale wypominać znacznie niższe zarobki od własnych, jednak to właśnie on najbardziej przejął się jej niespodziewaną nieobecnością.
W atmosferze niepewności mijały kolejne godziny. Już następnego dnia okazało się jednak, że dwóch robotników pracujących nad Jeziorkiem Czerniakowskim wyłowiło z wody owinięty w gazety garnek z podejrzaną zawartością. Przerażonym mężczyznom ukazała się w nim kobieca głowa. Milicja jeszcze tego samego dnia ustaliła, że jest to część ciała zaginionej Danuty Orzechowskiej - makabrycznego czynu dokonano siekierą lub tasakiem. W identyfikacji pomógł były mąż Jerzy. Pozostawało pytanie: gdzie reszta ciała zaginionej?
Lata 1975-1980 , Warszawa Centralna Fotopolska.eu
Kolejne ślady pojawiły się dopiero po pewnym czasie. Męża ofiary przesłuchano jako świadka. Opowiedział milicjantom historię swojego nieudanego małżeństwa z Danutą, które trwało 17 lat. Żona zdecydowanie bardziej stawiała na karierę - ich córkę wychowywały babcia i gosposia. Rozstanie i rozwód przebiegły jednak w przyjacielskiej atmosferze. Mężczyzna zamieszkał z konkubiną i jej dzieckiem, ale stale utrzymywał kontakt z córką Katarzyną.
W trakcie oględzin mieszkania Orzechowskiej jej córka była obecna. Podała nawet milicjantom herbatę. Mieszkał w nim też sublokator Roman. Pochodzący z Płocka mężczyzna często wyjeżdżał na delegacje - podobnie było w czasie, gdy zaginęła Danuta. Śledczy nie mieli podstaw do tego, by podejrzewać któregoś z mężczyzn. Przynajmniej nie w świetle zgromadzonej wiedzy - brakowało motywu.
Kolejna, niezwykle makabryczna odsłona tej historii, rozegrała się 24 lutego. Wówczas pracownica dworca Warszawa Centralna otworzyła w asyście milicji pozostawioną dużą torbę z brązowego skaju. Wewnątrz znaleziono rozczłonkowane zwłoki. Brakowało w nich głowy - wyłowionej wcześniej z Jeziorka Czerniakowskiego. Na walizce ktoś pozostawił kwiaty.
Początek serii morderstw?
Dlaczego ktoś zamordował uchodzącą za spokojną i prowadzącą normalne życie pracownicę telewizji z taką brutalnością? Komu kobieta mogła aż tak przeszkadzać lub zajść za skórę? Milicjanci przyjęli, że ofiara musiała znać swojego oprawcę. Przyjęto też, że ostatnią osobą, która ją widziała, była córka wychodząca do szkoły. Jednocześnie prowadzono poszukiwania zwłaszcza w okolicach Jeziorka Czerniakowskiego. Wyczekiwano. Jednym z wariantów, które wydawały się prawdopodobne, było działanie dewianta seksualnego. Liczono się z tym, że może to być początek serii morderstw.
Wiele dały audycje telewizyjne. Wzywano w nich do pomocy osoby, które mogły cokolwiek wnieść do sprawy. Przełom nastąpił niespodziewanie: jedna z sąsiadek Orzechowskich zeznała, że w dniu zaginięcia i śmierci Danuty widziała jej córkę w bramie z pokaźnej wielkości walizką.
Policjanci nie od razu przyjęli, że winna zbrodni jest Katarzyna. Dziewczyna twierdziła, że od roku nie widziała walizki. Okazało się jednak, że w mieszkaniu da się znaleźć dowody pośrednio wskazujące na jej udział w zbrodni - brakowało m.in. jednego garnka. Tego, w którym znaleziono głowę Danuty. W końcu odkryto także ślady krwi.
Konfrontacja Katarzyny z sąsiadką i późniejsze przesłuchania doprowadziły do przełomu. Dlaczego córka zabiła własną matkę, potem poćwiartowała jej zwłoki? Katarzyna przyznała się do zbrodni z nienawiści. Planowała ją, jak sama potwierdziła, od dwóch lub trzech lat. Przyczyną miała być oziębłość ze strony matki, która wielokrotnie miała mówić o Katarzynie jako o dziecku niechcianym. Miała też mówić, że córka zniszczyła jej karierę.
Katarzyna zeznała, że matka czytała jej pamiętniki (a nawet zakreślała w nich błędy ortograficzne na czerwono) i opowiadała o problemach znajomym. W efekcie koleżanki matki wiedziały o tym, co dziewczyna zapisywała w swoim pamiętniku. Gromadzone latami emocje znalazły niestety ujście. Wystarczył drobny incydent, by doszło do tragedii: Danuta poprosiła Katarzynę o przyniesienie kotła do gotowania bielizny. Przy naczyniu dziewczyna znalazła siekierę. Wystarczyło kilka ciosów w głowę. Katarzyna zaciągnęła ciało matki do łazienki - w wannie dokonała jego rozczłonkowania. Czynności te musiała przerwać, bo w mieszkaniu pojawił się wynajmujący tam pokój Roman. Mężczyzna po chwili wyszedł, nie zauważając niczego niepokojącego, a dziewczyna wróciła do zacierania śladów zbrodni. Część zwłok porzuciła w Jeziorku Czerniakowskim, bo jak mówiła, było to miejsce lubiane przez jej matkę. Po powrocie do domu resztę ciała włożyła do walizki i poszła spać. Kolejny dzień przebiegał tak, jakby nic się nie stało. Poszła do szkoły, po lekcjach wróciła z chłopakiem do domu. Para uprawiała seks. Po wyjściu chłopaka Katarzyna zabrała walizkę i zawiozła ją na Dworzec Centralny, razem z symbolicznym bukietem kwiatów.
Biegli orzekli, że Katarzyna nie była w pełni poczytalna w chwili popełnienia zbrodni. Chociaż domagano się dla niej kary śmierci, to ostatecznie otrzymała wyrok 8 lat więzienia. Najniższy z możliwych. Na wolność wyszła w 1988 r. W podcaście "Piąte: nie zabijaj" możemy usłyszeć informację, że Katarzyna wyjechała z Warszawy, zmieniła nazwisko, wzięła ślub i urodziła dziecko. Nie chciała rozmawiać z dziennikarzami, którzy powrócili do sprawy brutalnego morderstwa sprzed lat.
Zobacz też: Zaprosił ją na swoją łódź podwodną, poczęstował ciastkami i brutalnie zamordował