Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Trudne warunki, ucieczka przed ostrzałami, przebywanie w schronach, a przede wszystkim strach o własne życie. Tak właśnie wygląda praca korespondentów wojennych. Dla Waldemara Milewicza była to wymarzona ścieżka, w której spełniał się przez 13 lat. Niestety 7 maja 2004 roku zapłacił za nią najwyższą cenę.
W 1980 roku Milewicz został absolwentem psychologii. Tuż po zakończeniu studiów rozpoczął pracę jako nauczyciel nauczania początkowego w szkole. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nie spełnia się w pracy z dziećmi, a wręcz jest to dla niego męczące. Postanowił rozpocząć karierę dziennikarską. W 1981 roku dołączył do zespołu Telewizji Polskiej jako redaktor i dokumentalista Dziennika Telewizyjnego. Po kilku latach otrzymał awans na kierownika Redakcji Wymiany i Korespondentów Zagranicznych w Dyrekcji Programów Informacyjnych. Od 1991 roku był publicystą Działu Zagranicznego Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a od 1992 roku Działu Zagranicznego redakcji Wiadomości.
Waldemar Milewicz - 2001 Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
W książce Honoraty Zapaśnik "Dziwny jest ten świat. Opowieść o Waldemarze Milewiczu" możemy przeczytać, jak zapamiętali dziennikarza jego współpracownicy.
Podróże to był jego żywioł, sprawiały mu przyjemność, inaczej by tego nie robił (...). Waldek denerwował się, jeśli wyjazd nie był zorganizowany od strony merytorycznej. Lubił do wszystkiego być przygotowany, zawsze robił mnóstwo notatek. Komuś z zewnątrz mogły wydać się chaotyczne, lecz on świetnie wiedział, gdzie ma zanotowany czyjś numer telefonu, żeby umówić się na setkę, czyli wypowiedź do kamery.
Tak mówiła o nim kierowniczka produkcji w TVP Matylda Pakowska. Po wypowiedzi jednej z dziennikarek działu zagranicznego można stwierdzić, że Milewicz uważał zawód korespondenta wojennego za pewnego rodzaju misję, przez co dochodziło nawet czasami do drobnych zatargów:
W czasie wojny w Jugosławii mieliśmy wysłannika w Zagrzebiu. Raz Waldek zaczął na niego krzyczeć, żeby pojechał tam, gdzie strzelają. Nasz wysłannik mu odmówił, po prostu się bał. Oczywiście przygotowywał relacje, ale w innej konwencji: przesyłał korespondencję dźwiękową przez telefon, a my kryliśmy ją obrazkami, które przychodziły z zagranicznych agencji. Doszło między nimi do ostrej wymiany zdań. Waldek nawet zagroził, że pójdzie porozmawiać o tym z szefem. Wtrąciłam się w tę dyskusję, bo uważałam, że nie może nikogo zmusić do czegoś, co jest niebezpieczne. Ale Waldek był zwolennikiem takiego dziennikarstwa wojennego, w którym reporter jest na miejscu zdarzenia, najlepiej między okopami.
Po powrocie z wyjazdów, gdy zaczynały z niego schodzić emocje, pokazywał najczęściej swoje drugie oblicze. Przywoził ekipie z redakcji lokalne smakołyki oraz stale trzymały się go żarty.
Chwilę się relaksował, a potem siadał za biurkiem i musiał przejrzeć cały materiał, często wiele godzin nagrań. Nieraz zabierało mu to parę dni – wspomina Sławomira Śliwińska.
Rodzina Waldemara Milewicza również wiedziała, że praca jest jego życiem oraz pasją. Nie wyobrażała sobie, aby ten miał zajmować się czymś innym, co w wywiadzie dla Vogue potwierdziła córka dziennikarza Monika Milewicz:
To, że jedzie na wojnę, było dla mnie czymś normalnym. Myślę, że te wyjazdy były najważniejszą częścią życia taty. W domu nie było na ten temat dyskusji. Nikt nie odważył się nawet zasugerować, że powinien zmienić zawód. W książce pada zdanie, że chciał na starość pisać książki. Moim zdaniem to były z jego strony tylko obiecanki. Nie wyobrażam go sobie siedzącego w domu i piszącego. Zawsze gdzieś go gnało.
Jego zaangażowanie i rzetelność była wielokrotnie nagradzana. Milewicz podczas swojej kariery zdobył wyróżnianie tj. Grand Press jako Dziennikarz Roku 2001 i 2003, nagrodę SAIS-Ciba Prize for Excellence in Journalism przyznawaną przez Johns Hopkins University w Waszyngtonie czy Wiktora w kategorii najlepszy publicysta.
12.12.2001 WARSZAWA - HOTEL VICTORIA NAGRODY DLA DZIENNIKARZY MIESIECZNIKA PRESS GRAND PRESS WALDEMAR MILEWICZ DZIENNIKARZ ROKU Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Bo każdy wyjazd jest wyjazdem pierwszym i może być ostatnim. I nigdy nie czuję, że jestem na wszystko przygotowany. Przecież jadę w miejsca, gdzie trudno dotrzeć. I wiem, że przynajmniej jednej ze stron konfliktu nie zależy, by ktoś oglądał ich walki.
Te słowa wypowiedział Waldemar Milewicz w jednym z wywiadów dla "Pani". Przez ostatnie 13 lat swojego życia pracował jako korespondent wojenny. Jego cykl reportaży "Dziwny jest ten świat" składał się aż z 42 odcinków. Relacjonował wydarzenia z takich miejsc jak: Ruanda, Bośnia, Kosowo, Palestyna, Czeczenia, Abchazja, Etiopia, Indie, Gruzja czy Afganistan. W 2004 roku pojechał do Iraku, aby zrealizować kolejny i wówczas ostatni reportaż. Milewicz miał bowiem poważne kłopoty z kręgosłupem i chorował na serce. Do Bagdadu poleciał ze specjalną blokadą odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Po powrocie miała go czekać dłuższa rehabilitacja.
7 maja 2004 roku wraz z operatorem kamery Jerzym Ernstem i montażystą Mounirem Bouamranem chcieli dotrzeć do Nadżafu, aby pokazać życie zwykłych ludzi z dala od wielkiej polityki i kraju ogarniętego wojną domową. Niestety samochód oznakowany tabliczką PRESS został ostrzelany z broni maszynowej.
Kierowca samochodu i ranny Bouamrane wyskoczyli z pojazdu, a wtedy terroryści podjechali jeszcze raz i ponownie otworzyli ogień. Ta druga seria prawdopodobnie pozbawiła życia rannego montażystę. Kule raniły także w rękę Jerzego Ernsta. Waldemar Milewicz prawdopodobnie już wówczas nie żył.
Taki komunikat wydała kilka lat później rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga, która zajmowała się wyjaśnieniem przyczyn tragicznych wydarzeń. Dziennikarz został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. W czerwcu 2013 roku sprawa została umorzona, gdyż śledczy uznali, że nie już możliwości zdobycia jakichkolwiek nowych dowodów.
01.11.2018 Warszawa , ulica Powazkowska . Cmentarz Wojskowy . Dzien Wszystkich Swietych . Grob Waldemara Milewicza . Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Śmierć Milewicza wstrząsnęła jego córką. W wywiadzie dla Vogue wspominała:
Oddałabym wszystko, żeby mieć go dzisiaj przy sobie albo żeby był gdzieś tam żywy. Gdy wyjechałam, dzwonił do mnie w każdą niedzielę rano, a gdy miałam problemy, dzwonił nawet codziennie. Do tej pory w każdą niedzielę rano czekam na telefon od niego. Z mamą nie miałam takiej relacji, dziś jest bardzo mało zaangażowana w moje życie. Nigdy nie czułam od niej takiej miłości, jaką czułam od taty. Gdy wyjechałam, dzwonił do mnie w każdą niedzielę rano, a gdy miałam problemy, dzwonił nawet codziennie. Do tej pory w każdą niedzielę rano czekam na telefon od niego
Zapytana o to, czy ma żal do losu, że jej tata zginął w Iraku, odpowiedziała:
Nie wiem, czy to nie było szczęściem w nieszczęściu, bo pod koniec życia z tatą było coraz gorzej. Organizm odmawiał mu posłuszeństwa. Miał problemy z kręgosłupem, słabe serce. Widać było, że ucieka przed starością. Związek z dużo młodszą kobietą, próby odmładzania się… W telewizji było mu bardzo ciężko utrzymać się na powierzchni. Mówiło się, że będą czystki w 'Wiadomościach', że Milewicz jest na liście do zwolnienia. Podejrzewam, że trudno byłoby mu się odnaleźć w dzisiejszej telewizji. Byłby rozczarowany tym, jak wyglądają media, zwłaszcza że sam był apolityczny. Inna sprawa, że dziś nie ma już pieniędzy na takie reportaże, jakie on robił. Nie wiem, czy w ogóle miałby możliwość wykonywania swojego zawodu.
Śledztwo w sprawie śmierci Milewicza zostało umorzone, jednak nie brakowało teorii, które miałby wyjaśniać okoliczności tego tragicznego zajścia. Jedna z najpopularniejszych głosiła, że był to zaplanowany zapach, ale to nie korespondent miał być jego celem. Odkryto ponoć w archiwach rozwiązanych przez Antoniego Macierewicza Wojskowych Służb Informacyjnych, że to członek zarządu firmy handlującej bronią o takim samym imieniu i nazwisku miał wówczas zginąć. Irakijczycy mieli więc zastrzelić dziennikarza, myśląc, że jest on poszukiwanym przez nich handlarzem bronią. Ta wersja nigdy nie została jednak potwierdzona oficjalnie.
W 2004 r. dziennikarz pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jedno z warszawskich liceów (CXXV Liceum Ogólnokształcące) nosi imię Waldemara Milewicza, a w Lidzbarku Warmińskim oraz w Dobrym Mieście znajdują się ulice jego imienia.
Zobacz też: "Żyję w strachu, ale staram się o tym nie myśleć" mówił. Jego przedwczesna śmierć wstrząsnęła Polską