Spadła z 10 km i przeżyła. Zawsze mówiła, że to nie był cud, ale pech

Vesna Vulović widnieje w Księdze Rekordów Guinnessa jako osoba, która przeżyła upadek z najwyższej wysokości bez użycia spadochronu. Vesna jako jedyna ocalała w katastrofie lotniczej, która przed laty miała miejsce nad czechosłowacką miejscowością. Choć lekarze powtarzali, że to cud, że przeżyła, ona nie postrzegała tego jako szczęście, ale raczej swoje przekleństwo.

- Nie jestem szczęściarą. To nie było szczęście. Wszyscy tak myślą, ale się mylą. Gdybym miała szczęście, to nie byłoby mnie w tym samolocie, a moi rodzice by żyli - tak mówiła Vesna w latach 90. w jednym z ostatnich wywiadów. Jugosłowiańska stewardesa jako jedyna przeżyła bowiem katastrofę lotniczą z 1971 roku. Upadek z wysokości 10 km mocno odbił się na zdrowiu Vulović. Miała pękniętą czaszkę i miednicę, wylew krwi do mózgu, złamane nogi i żebra oraz zmiażdżone trzy kręgi. Jakim cudem udało się jej przeżyć?

 

Zostanie stewardesą było jej marzeniem. Na pierwsze loty czekała z niecierpliwością

Vesna Vulović urodziła się w 1950 roku w Belgradzie, czyli na terenie dawnej Jugosławii, a obecnie Serbii. Od najmłodszych lat fascynowała ją zachodnia kultura, na co duży wpływ mieli przede wszystkim Beatlesi. Do Wielkiej Brytanii wybrała się zatem już po pierwszym roku studiów lingwistycznych. Wakacyjny wyjazd miał jej również pomóc podszlifować język. Znajomy zaproponował jej przeprowadzkę do Sztokholmu, ale rodzice niezwłocznie kazali jej wracać do Belgradu.

- Kiedy powiedziałam najbliższym, że mieszkam w stolicy Szwecji, od razu skojarzyli to z narkotykami, seksem i kazali natychmiast wracać do domu - mówiła. Vulović nie chciała natomiast rezygnować z wycieczek po krajach zachodnich, dlatego postanowiła, że zostanie stewardesą.

Egzamin udało jej się zdać w 1971 roku, choć wypiła przed nim kilka filiżanek kawy, gdyż bała się, że ze względu na niskie ciśnienie, lekarze ją zdyskwalifikują. Przez osiem miesięcy pracowała jako kelnerka lotnicza. Następnie dołączyła do załogi samolotu JAT Flight 367, lecącego ze Sztokholmu do Belgradu z międzylądowaniem w Kopenhadze i Zagrzebiu, choć tak naprawdę stało się to przypadkiem. Inna stewardessa imieniem Vesna miała wtedy lecieć, ale w kadrach doszło do pomyłki, na co Vulović bardzo się ucieszyła. 

Ten lot odmienił życie Vesny. Jej marzenie wkrótce zamieniło się w przekleństwo 

26 stycznia 1972 roku Vulović wraz z czterema pozostałymi członkami załogi wsiadła na pokład maszyny McDonnell Douglas DC-9 w Kopenhadze. Była to godzina 14:30. Samolot przyleciał ze Sztokholmu i o 15:15 miał lecieć dalej do Belgradu przez Zagrzeb. Tak też się stało. Niestety spokojny lot po niecałej godzinie zamienił się w koszmar. 

O 16:01 czarne skrzynki skończyły nagrywanie, a komunikacja z samolotem się urwała. Było to na wysokości 10 km nad granicą NRD i Czechosłowacji. Doszło do eksplozji, w wyniku której maszyna rozpadła się na dwie części. Niedaleko miasteczka Srbská Kamenice znajdującego się ok. 70 km na zachód od Bogatyni, zaczęły spadać nie tylko części maszyny czy fragmenty samolotu, ale też ciała pasażerów. Na ziemię runął kokpit z uwięzionymi w nim pilotami oraz środkowa i tylna część maszyny. To właśnie w niej została znaleziona Vulović.

 

To cud, że przeżyła. Choć sama Vulović tak nie uważała

Co sprawiło, że kobiecie jako jedynej udało się ocaleć w katastrofie? Do dnia dzisiejszego trudno jest to określić. Jeden z lekarzy miał powiedzieć Vesnie, że uratowało ją właśnie niskie ciśnienie krwi. Upadek osłabiło też stosunkowo powolne opadanie kadłuba oraz uderzenie w zbocze porośnięte drzewami i zasypane śniegiem. 

Oczywiście nie bez znaczenia były zasługi Bruno Honke. Mężczyzna, który służył podczas II wojny światowej w Wehrmachcie jako sanitariusz, jako pierwszy odnalazł stewardesę i udzielił jej pierwszej pomocy.

- Mężczyzna, który mnie znalazł, powiedział, że byłam w środkowej części samolotu. Leżałam głową w dół i częściowo wystawałam z wraku. Leżał na mnie martwy kolega i byłam dodatkowo przygnieciona wózkiem z jedzeniem i piciem. Podobno to mnie zatrzymało w samolocie - opowiadała. Przez dwa tygodnie kobieta była w śpiączce. Gdy się wybudziła, nie pamiętała wypadku.- Nie pamiętałam nic z wypadku, więc nie bałam się latania. Wręcz przeciwnie, dalej chciałam pracować jako stewardesa - stwierdziła. 

Od tamtej pory Vulović widnieje w Księdze Rekordów Guinnessa jako osoba, która przeżyła upadek z 10 160 m, czyli najwyższej wysokości bez użycia spadochronu.

Przeczytaj więcej podobnych historii na stronie głównej Gazeta.pl.

Jak później potoczyło się życie Vesny Vulović? 

Leczenie kobiety trwało osiem miesięcy, jednak nie udało jej się wrócić do pełnego zdrowia, a tym samym do zawodu. Tak przynajmniej, zdaniem Vesny, twierdziły linie lotnicze, choć w rzeczywistości miało być inaczej.

- Chciałam wrócić do latania, ale powiedzieli mi, że nie pozwala na to moje zdrowie. Tak naprawdę nie było przeciwwskazań, ale nie chcieli mnie, bo bym przypominała o katastrofie. Posadzili mnie za biurkiem. Negocjowałam kontrakty cargo - mówiła w wywiadzie.

W 1977 roku wzięła ślub, jednak po 10 latach się rozwiodła. W tym czasie była także w ciąży, ale niestety zarodek zagnieździł się poza macicą, przez co prawie umarła z powodu komplikacji. Pracowała w JAT do 1990 roku. Później była zmuszona do rezygnacji za krytykę Slobodana Miloševića i udział w protestach antyrządowych. Władza obawiała się, że aresztowanie osoby uważanej za narodową bohaterkę wiązałoby się z niepotrzebnym rozgłosem i tylko dlatego udało się jej uniknąć więzienia

W ostatnich latach życia Vulović była bardzo samotna - przestała udzielać wywiadów, a do tego zmagała się z ogromnym poczuciem winy. Uważała, że wypadek i fakt, że rodzice poświęcili majątek, aby zapłacić za jej leczenie, przedwcześnie wpędził ich do grobu. Vesna zmarła w wieku 66 lat.

Zobacz wideo Dlaczego samoloty się spóźniają? To nie zawsze wina pogody

Wybuch samolotu - jak do niego doszło? Raport śledczych nie pozostawia wątpliwości 

Zdaniem śledczych zajmujących się katastrofą, to wybuch bomby, znajdującej się w walizce załadowanej do przedniego luku bagażowego po lewej stronie maszyny, był odpowiedzialny za tragedię, która miała miejsce w latach 70. Wówczas mówiono, że stali za tym ustasze (członkowie Chorwackiego Ruchu Rewolucyjnego). Następnego dnia po tragicznym locie, do szwedzkiej gazety "Kvällsposten" zadzwonił mężczyzna, który podał się za chorwackiego nacjonalistę i przyznał do podłożenia bomby. 

W 2008 roku swoje wnioski przedstawił też niemiecki dziennikarz Peter Hornung-Andersen. Wyniki śledztwa oparł na niegdyś tajnych dokumentach z archiwów służb czechosłowackich. Jego zdaniem maszyna została zestrzelona omyłkowo przez czechosłowackie wojsko, a sprawę zatuszowano. Rząd Czech i Serbii uznał to za teorię spiskową, a sam dziennikarz nie przedstawił nigdy jednoznacznych dowodów na poparcie tej teorii. 

Więcej o: