W 2008 roku 14-letni Andrew Johnston zachwycił jurorów i publiczność brytyjskiego "Mam Talent". Dostał się do finału i choć nie zwyciężył, udało mu się podpisać kontrakt z wytwórnią Syco Music należącą do Simona Cowella. Dziś jego nazwisko znów pojawiło się w prasie. Tym razem z powodu oskarżeń o gwałt.
14-letniego Andrew Johnstona do udziału w programie namówiła mama. Jego występ doprowadził do łez jurorkę "Mam Talent", Amandę Holden. Otrzymał też owacje na stojąco. Przed występem opowiedział o prześladowaniu przez rówieśników. Powodem wyśmiewania był śpiew Andrew. Muzyka była też jego receptą na radzenie sobie z problemami. Znalazł się w finale drugiej edycji i zajął trzecie miejsce. Mimo to Simon Cowell zaproponował mu kontrakt z wytwórnią.
Jeszcze tego samego roku, wydana została pierwsza płyta Johnstona, "One Voice". W 2009 roku ogłosił, że zamierza zrobić sobie przerwę od kariery muzycznej. Powodem była zmiana głosu z sopranu na tenor. Od kilku lat pracuje jako dekarz. Wciąż jednak kontynuował karierę muzyczną, śpiewając w chórze i studiując w Royal Northern College of Music.
27-letni dziś Andrew Johnston znów znalazł się na łamach prasy. Tym razem nie z powodu swojego głosu, lecz oskarżeń o gwałt, do którego miał dopuścić się na dwóch kobietach. Jedna z nich oskarża Johnstona o dwie napaści seksualne. Do pierwszej z nich miało dojść w listopadzie 2019, a drugiej w marcu 2020 roku. Inna kobieta oskarża mężczyznę o gwałt, do którego miało dojść na początku 2020 roku. Andrew Johnston nie przyznał się do winy. Pierwsza rozprawa ma odbyć się we wrześniu.