Podróż planowały od tygodni. 21-letnia Kris Kremers i 22-letnia Lisanne Froon, w ramach wolontariatu, miały pracować z dziećmi w niedużym miasteczku Boquete na zachodzie Panamy, a przy okazji trenować swój hiszpański. Po przybyciu na miejsce okazało się, że pracę rozpoczną jednak z tygodniowym opóźnieniem. Czas ten postanowiły wykorzystać zatem na zwiedzenie okolicznych atrakcji. Jedną z nich miała być trasa "Pianista".
Dziewczyny, korzystając z ostatnich dni przed rozpoczęciem wolontariatu, zdecydowały się na zwiedzenie panamskiej dżungli. Wybrały ośmiokilometrowy szlak "Pianista", prowadzący na szczyt Mirador. Zaczynał się dwa kilometry od miasteczka, w którym nocowały, a jego przejście powinno im zająć około pięciu godzin. Trasę miały pokonać 2 kwietnia z miejscowym przewodnikiem. Nie wiadomo jednak, dlaczego Kris i Lisanne wyruszyły na niego same, dzień wcześniej.
Początkowo policja nie wiedziała, jak turystki dostały się na szlak, gdyż niemożliwe jest dotarcie do niego pieszo. Później - po rozmowach z lokalnymi mieszkańcami - okazało się, że podwiózł je taksówkarz, a w środku miało znajdować się także dwóch innych mężczyzn. Gdy dziewczyny dotarły na miejsce, wyruszyły samotnie do dżungli. Nie były przy tym odpowiednio przygotowane. Nie miały przy sobie mapy, czy chociażby latarek i kompasu.
2 kwietnia przewodnik, z którym były umówione, przybył na trasę. Nie zastał na miejscu turystek, więc postanowił sprawdzić szlak. Niestety nie znalazł dziewcząt ani żadnego śladu, który mógłby wskazywać, że podążały tą trasą. Zawiadomił wówczas policję, ale funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania dopiero następnego dnia.
6 kwietnia do Panamy przybyła rodzina Kris i Lisanne razem z holenderskimi śledczymi oraz psami tropiącymi. Przeszukiwali dżunglę nie tylko w dzień, ale i w nocy. Przez megafony wołali dziewczyny, oświetlali teren i puszczali race, aby wskazać w ten sposób kierunek, w jakim turystki powinny się udać. Działania te nie przyniosły niestety żadnych efektów.
Choć poszukiwania były prowadzone na szeroką skalę, to pierwszy trop pojawił się dopiero około 2,5 miesiąca po zaginięciu Holenderek. Wtedy, przy brzegu rzeki, znaleziono plecak Lisanne, a w nim: 83 dolary, paszport Lisanne, dwie pary okularów przeciwsłonecznych, dwa biustonosze, aparat fotograficzny i dwa telefony komórkowe.
Służby sprawdziły telefony i okazało się, że dziewczyny próbowały dzwonić pod numer alarmowy - według niektórych raportów aż 77 razy. 1 kwietnia około 16:30 była pierwsza próba połączenia, a ostatnia 11 kwietnia. W dżungli nie było jednak zasięgu. Turystkom jedynie raz udało się nawiązać połączenie, ale trwało ono dwie sekundy. Później baterie w telefonach się rozładowały.
Kolejne poszlaki policja znalazła w aparacie fotograficznym, którym wykonano około 90 zdjęć - i to tylko 8 kwietnia między 1:00 a 4:00, czyli gdy trwały już poszukiwania. Większość z nich była czarna. Jedynie na trzech fotografiach można było coś dostrzec. Pierwsza przedstawiała Kris od tyłu, a dokładniej tylko jej włosy. Druga patyczek z przywiązanymi kawałkami czerwonej reklamówki, a trzecia ziemię i roślinność. Prawdopodobnie Kris i Lisanne oświetlały sobie fleszem drogę lub chciały ekipie poszukiwawczej wskazać swoje położenie.
Takie odkrycie sprawiło, że dżungla ponownie została przeszukana przez funkcjonariuszy. Niestety tym razem potwierdził się najgorszy scenariusz. Niedługo później w pobliżu plecaka znaleziono but z ludzką stopą w środku oraz kość miednicy. Co istotne, to miejsce znajdowało się kilka godzin od trasy, którą pierwotnie miały podążać dziewczyny. Przeprowadzono badania DNA szczątek i okazało się, że należą one do Kris i Lisanne.
Próbowano odkryć, co było bezpośrednią przyczyną śmierci dziewczyn. W oficjalnej wersji był to po prostu wypadek. Niewykluczone, że turystki natknęły się na jakieś dzikie zwierzę zamieszkujące dżunglę. Jest też teoria, która głosi, że spadły z nasypu skalnego niedaleko rzeki. To zaś doprowadziło do obrażeń, które uniemożliwiły im poruszanie się. Ponadto mogły rozchorować się od spożywania wody z rzeki.
Jest jednak pewien szczegół, który do tej hipotezy nie pasuje. Mianowicie, o ile odnalezione szczątki Lisanne wyglądały tak, jakby uległy naturalnemu rozkładowi, to kości Kris wyglądały, jakby je wybielono przy pomocy silnego środka chemicznego. To natomiast sugerowałoby udział osób trzecich zamieszanych w ich śmierć. Przez pewien czas to przewodnik, z którym dziewczyny były umówione 2 kwietnia, był głównym podejrzanym, ale nie znaleziono dowodów, które by to potwierdziły. Co naprawdę wydarzyło się w 2014 roku w panamskiej dżungli? Tego nie wiadomo do dziś.