Agnieszka pracuje w domu pogrzebowym i nie wyobraża sobie innej pracy. Jest ciepłą, szczerą, empatyczną i pozytywną osobą. Te cechy sprawiają, że w swoim zawodzie doskonale się odnajduje. Do ludzi podchodzi z szacunkiem, potrafi ich słuchać. Twierdzi, że o śmierci można mówić z czułością. Jednak nie ukrywa, że to praca bardzo trudna, choć jednocześnie niezwykle potrzebna. Czy aby pracować w zakładzie pogrzebowym, trzeba skończyć kurs lub studia? Jak Agnieszka radzi sobie z rodzinami zmarłych?
Agnieszka: Tak naprawdę trochę przez przypadek. Nie lubię wchodzić w szczegóły, powiem tylko jedno. Los postawił mnie wtedy na właściwej drodze.
Tak. Gdy pracowałam przez kilka lat w branży, widziałam, że wszystkie ceremonie pogrzebowe wyglądają tak samo – mają jeden scenariusz, a przecież ludzie są tak różni. Zauważyłam też, że biura mają przytłaczający wygląd. Wymyśliłam, że będę działać na własnych zasadach. Moim celem było stworzenie zakładu pogrzebowego z przyjemnym biurem, pachnącym kawą i ustalenie scenariusza ceremonii pod osobę zmarłą. I tak powstał nasz dom pogrzebowy. Niestety mimo prób nie przetrwałam, bo Polski Ład skutecznie mi to utrudnił.
Z pewnością trzeba mieć kilka cech, by pracować w tym zawodzie. Na pewno są to: odporność na stres, umiejętność słuchania ludzi, cierpliwość, opanowanie i ogromne pokłady empatii. Połączenie tych cech zbliża pracownika do ideału.
Bardzo trudna, ale jednocześnie bardzo potrzebna. Na twarzy rodziny niemal namacalnie można dostrzec ogrom cierpienia, bólu. Widzisz zmarłych, na których śmierć już zostawiła swoje piętno. Patrzysz na to, co każdy stara się od siebie odsuwać.
Póki co uważam, że to praca idealna dla mnie i nie wyobrażam sobie zmienić zawodu.
W Polsce nie ma żadnej instytucji czy szkoły, po której można zostać właścicielem zakładu pogrzebowego. W naszym kraju nie ma zawodu nazywanego za granicą "funeral director"; nie jest on prawnie uznany. Nie trzeba jednak mieć specjalnych studiów, kierunkowego czy wyższego wykształcenia. Trzeba jednak mieć te cechy charakteru, które wymieniłam wcześniej. Można także zrobić kurs.
Tak naprawdę jedynym podstawowym kursem, który nawet nie jest nawet wymagany, choć ważny, to toaleta pośmiertna i makijaż pośmiertny. Można dodatkowo zrobić sobie kurs balsamacji lub kurs laboranta sekcyjnego, który pozwala nabyć uprawnienia do wykonywania tego zawodu. Jednak domy pogrzebowe nawet tego nie wymagają, choć dobrze by było, aby zatrudniały osoby po takich kursach. Cała reszta właściwie wychodzi w działaniu, każdy tworzy swój styl pracy.
Bardzo lubię ten element mojej pracy, bo wtedy poznaję ich prawdziwe potrzeby, słucham często niesamowitych historii, mogę zaplanować po tym najlepszą ceremonię czy przygotować ich bliskich według wytycznych, o których rozmawialiśmy. Czasami się razem śmiejemy, czasami płaczemy albo wspólnie milczymy.
Zdarzają się różnego rodzaju prośby, ale nie oceniam tego jako coś dziwnego. Dla tych osób to było normalne i ja to szanuję.
Tak, bywają u mnie w pracy, więc widzą trumny lub urny i naturalnie pytają: „co to jest?". Nigdy nie ukrywam niczego przed dziećmi, jeśli zadają pytania. Pomijam bardziej drastyczne szczegóły, ale nie chciałabym ich okłamywać czy wprowadzać w błąd. Powoli się oswajają, że śmierć czy pogrzeb są naturalną częścią naszego życia.
Nie przeraża ich, bo nie zaszczepiam w nich lęku. Gdy zadają pytania, nie zbywam ich, tylko spokojnie tłumaczę. Ile z tego na dany moment zrozumieją, nie wiem. Ale kiedy mówię o mojej pracy spokojnie i z czułością, oni dokładnie tak samo to odbierają. O śmierci można mówić z czułością.
Ludzie umierają cały czas, ale zauważyłam, że liczna zgonów wzrasta od jesieni do końca zimy. Na wiosnę w ludziach kiełkuje nadzieja, chęć do życia. Takie są moje obserwacje i tak je odbieram.
Zobacz też: Ekologiczne pochówki. Zamiast do trumny, możesz trafić do rafy morskiej lub kompostownika