Jej piosenki znała cała Polska. "Królowa polskiego jazzu" zginęła w wypadku na oczach Ireny Santor

Zginęła na oczach Ireny Santor. Polska nie mogła długo nacieszyć się piosenkami Ludmiły Jakubczak. Kariera piosenkarki trwała trzy lata, jednak została nagle przerwana w tragicznych okolicznościach. Artystka zginęła w wypadku samochodowym. Winą obarczono między innymi Irenę Santor.

Ludmiła Jakubczak była jedną z bardziej znanych polskich piosenkarek występujących w latach sześćdziesiątych. Okrzyknięto ją "królową polskiego jazzu". Niestety kariera młodej dziewczyny trwała zaledwie trzy lata. W 1961 roku, w wieku 22 lat, Ludmiła Jakubczak zginęła niespodziewanie w tragicznym wypadku samochodowym.

Więcej podobnych artykułów można znaleźć na naszej stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Znane gwiazdy z ukraińskimi korzeniami

"Królowa polskiego jazzu" zginęła w tragicznym wypadku. Winą obarczono jej męża i Irenę Santor

W 1961 roku Ludmiła Jakubczak, jej mąż Jerzy Abratowski i Irena Santor wracali wspólnie samochodem z Łodzi do Warszawy. Była już chłodna listopadowa jesień, a w dodatku wieczór. Ponadto padał właśnie pierwszy śnieg.

Pojazd prowadził mąż "królowej jazzu". W pewnym momencie stracił panowanie nad autem i wpadł w poślizg, w wyniku czego samochód uderzył w drzewo. Jednak poza Ludmiłą Jakubczak nikt inny nie odniósł poważnych obrażeń. Niestety piosenkarka zmarła jeszcze w drodze do szpitala. Obrażenia, których doznała, były bardzo rozległe. Artystka zginęła zaledwie na trzy dni przed swoimi 23 urodzinami. 

Opinia publiczna uznała męża poszkodowanej i Irenę Santor za winnych. Pogrzeb wzbudził skrajne emocje

11 listopada 1961 roku odbył się pogrzeb Ludmiły Jakubczak. Zebrała się na nim nie tylko rodzina. Tłumnie przybyli również fani piosenkarki, których zdruzgotała wiadomość o jej śmierci. Uroczystość nie obyła się bez skandalu.

Szeptano, że mąż Ludmiły, specjalnie zaplanował wypadek, aby pozbyć się żony. Podejrzewano go o romans z Ireną Santor, co uznano za prawdopodobny motyw. Podczas pogrzebu Jerzy Abratowski został otoczony przez rozwścieczony tłum, który skandował, że to on jest mordercą.

Jak się jednak potem okazało, była to jedynie plotka, za którą Irena Santor dostała nawet oficjalne przeprosiny. Jednak Jerzy Abratowski cierpiał po zdarzeniu na głęboką depresję i w obawie przed opinią publiczną wyjechał do USA, gdzie w wieku 59 lat został zastrzelony podczas napadu na bank. 

Więcej o: