Joyce Curtis przez lata była przekonana, że jej syn Nicholas nie żyje. Chłopak opuścił rodzinne Glasgow w Szkocji w 2000 roku, kiedy stracił prace jako stolarz. Wówczas postanowił rozpocząć swoją podróż po Europie.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak przekazała "Daily Mail" matka Nicholasa po tym, jak nie widziała syna od "wieków" postanowiła w 2009 roku zgłosić jego zaginięcie. W sprawie jej syna w 2010 roku skontaktował się z nią konsulat brytyjski w Paryżu, który przekazał, że Nicholas został przyjęty przez jeden z francuskich szpitali. Joyce Curtis razem z mężem pojechali wówczas odwiedzić syna. Okazało się jednak, że mężczyzna opuścił placówkę i miał udać się do domu. Rodzinę poinformowano, że Nicholas wsiadł do samolotu. Rodzice czekali na niego, jednak nie pojawił się w domu. Kobieta kontaktowała się z lotniskami, aby uzyskać informacje o tym, czy jej syn wsiadł do samolotu, ale nie udało jej się nic ustalić.
Nigdy więcej nic nie słyszeliśmy. To była ostatnia wiadomość od niego aż do poniedziałku [19 grudnia-red.]
- powiedziała dziennikowi kobieta.
Po wybuchu pandemii koronawirusa Curtis obawiała się, że jej syn zachorował i zmarł, ponieważ przez lata nie otrzymała od niego żadnej wiadomości. Wtedy wydarzył się cud. Konsulat brytyjski skontaktował się z kobietą 19 grudnia 2022 roku, aby przekazać jej, że Nicholasa po raz drugi trafił do szpitala.
Rozmawiałem z nim przez telefon. Wydawał się zdrowy. Zapytałem go: 'Wracasz do domu, Nicky?'. A on powiedział: 'Tak'
- zrelacjonowała Curtis.
Matka Nicholas przyznała, że po otrzymaniu informacji o tym, że jej syn żyje, przeżyła szok i przepłakała cały dzień.
To jak ten film "Cud na 34 ulicy". To jak cud
Kobieta podkreśla, że odnalezienie jej syn to cud. Nicholas przebywa jeszcze we Francji, a Curtis razem z córką planują go odwiedzić.