19 marca 2010 roku na brzegu stawu w Cieszynie dwóch chłopców miało zauważyć torbę. W środku znajdowały się zwłoki małego chłopca. Ze względu na jego stan (wielomiesięczne zaniedbanie) początkowo trudno było określić jego wiek. Nieznany wiek, nieznane pochodzenie. Ciało dziecka, którego nikt nie szuka nie znajduje się codziennie. Dlaczego nikt nie zgłosił jego zaginięcia? Może jest zza granicy? Może ktoś go uprowadził i porzucił ciało w Polsce? "Chłopiec z Cieszyna" jak zaczęto go nazywać w mediach, został pochowowany pod koniec kwietnia w bezimiennym grobie w Cieszynie, a policja rozpoczęła poszukiwania rodziców dziecka. Mieszkańcy miasta i okolic zaczęli dbać o jego grób tak, jak zdaje się nikt nie dbał o chłopca za życia.
Szymon z Będzina Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Wyborcza.pl
Funkcjonariuszom udało się sporządzić portret malucha. Był to około 2-letni chłopczyk o wzroście 85 cm, pociągłej twarzy, bladej cerze, małym nosku, krótkich, blond włosach, niebieskich oczach i pełnym uzębieniu. Choć wizerunek chłopca był publikowany w mediach, a policja sprawdzała rodziny, w których znajdowały się dzieci w podobnym wieku, to niestety nie udało się ustalić danych dziecka. Próbowano złapać jakiś trop nawet przez producentów odzieży, w którą ubrany był chłopiec, jednak i ta metoda zawiodła. W końcu śledztwo zostało umorzone w kwietniu 2012 roku. Trudno zrozumieć, jak to się stało, że mimo nagłośnienia akcji w mediach, nikt z sąsaidów ani dalszej rodziny nie rozpoznał chłopca, który nagle zniknął z ich otoczenia.
Z pomocą tego ryskunku policja próbowała ustalić tożsamość chłopca, któreog ciało znaleziono w stawie. KWP w Katowicach
Dopiero latem 2012 roku w sprawie doszło do przełomu. Do będzińskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej zadzwoniła anonimowo osoba, podająca się za sąsiadkę rodziny Ch. Kobieta wyznała, że już od dłuższego czasu nie widziała, jednego z dzieci - Szymonka. Po kilku dniach 40-letnia Beata Ch. i jej 41-letni partner Jarosław R. zostali zatrzymani. Nie obyło się to jednak bez trudności. Małżeństwo skutecznie ukrywało się przed pracownikami MOPS-u (jeszcze przed telefonem na policję), a potem próbowało uniknąć kontaktu z policją. Po przeprowadzeniu badań DNA okazało się, że znaleziony 2 lata wcześniej chłopczyk, jest ich synem.
Kiedy znana była już tożsamość chłopca, jego imię pojawiło się na nagrobku. Poruszeni tą historią mieszkańcy Cieszyna nie przestali odwiedzać grobu Szymona.
W trakcie śledztwa oraz procesu na jaw wyszły szokujące informacje. 41-latek skatował swojego 2-letniego synka. Chłopiec na ciele miał liczne siniaki, a jego warga została rozcięta. W wyniku jednego z ciosów w brzuszek, Szymonkowi pękło jelito cienkie. To doprowadziło natomiast do ropnego zapalenia otrzewnej, powodując ogromny ból. Chłopiec powinien otrzymać natychmiastową pomoc lekarską, ale niestety tak się nie stało.
Stan 2-latka zaczął się pogarszać. Nie jadł, nie pił, wymiotował i miał biegunkę. Na kilka godzin przed śmiercią ojciec chłopca miał jeszcze raz uderzyć go w brzuch. Bicie miało uciszyć dziecko, którego konając prosiło płaczem o pomoc.
Ból towarzyszył dziecku przez cały czas, narastał, to nie była szybka śmierć. Nawet godzinę przed zgonem była szansa uratowania dziecka, gdyby trafił na intensywną terapię. - stwierdził podczas procesu jeden z biegłych, cytowany przez portal gazetakrakowska.pl.
Szymonek po kilku dniach zmarł, a Jarosław R. postanowił pozbyć się jego ciała. Początkowo chciał je spalić w piecu lub zamurować, ale matka chłopca się na to nie zgodziła. Spakowali więc ciało 2-latka do torby i schowali do bagażnika. Następnie zabrali ze sobą dwie córki (4-latkę i niespełna roczną) i pojechali szukać odpowiedniego miejsca na ukrycie ciała. Padło na staw hodowlany w Cieszynie. Tam Beata Ch. zostawiła synka nad brzegiem.
Znajomym mówili, że Szymon jest u rodziny. Pobierali nawet na niego świadczenia socjalne - łącznie wyłudzili ok. 4 tys. zł. Na obowiązkowe szczepienia matka zabierała dziecko swojej córki, a kiedy ta zaczęła sprawiać trudności, przestała się na nich pojawiać.
Beata Ch. ma z poprzedniego małżeństwa 5 dzieci, które zostały oddane do zakładów opiekuńczych. Zanim to nastąpiło, przebywały pod opieką dziadków, ci jednak nie byli w stanie sobie z nimi poradzić. Poprzedni partner Beaty Ch. nie mieszkał z nimi i nie sprawował nad nimi opieki, zaś Beata początkowo przyjeżdżała do nich by przygotować im posiłki, jednak szybko zajęła się swoją nową rodziną.
Autorka książki "Był sobie chłopczyk", opowiadającej o historii Szymonka, w rozmowe z Anną Sańczuk mówiła:
Pierwsze życie było dla niej trudne. Mąż stracił pracę, zaczął pić i przestał dbać o dzieci Zmagała się z problemami finansowymi, ale miała jakieś wsparcie: mieszkała z rodzicami. Zajmowała z rodziną piętro w ich domu na przedmieściach. Była jeszcze młoda i zapewne myślała sobie, chociażby oglądając telewizję, seriale, że gdzieś jest inny świat i chciałaby w nim pożyć. Zakochała się w facecie poznanym przez internet i ta miłość wymagała poświęcenia. Poświęciła swoje dzieci. Nie tłumaczę jej, po prostu staram się zrozumieć, co się tam działo.
Jarosław R. ma poza Szymonem jeszcze jedno dziecko, ale został pozbawiony do niego praw rodzicielskich.
40-latka usłyszała zarzut zabójstwa, a 41-latek nieudzielenia pomocy, co skutkowało nieumyślnym doprowadzeniem do śmierci. Kobieta nie przyznała się do winy. Podczas procesu rodzice Szymona wzajemnie się oskarżali. Beata Ch. twierdziła, że to Jarosław kopnął chłopca w brzuch. Mężczyzna powiedział, że kopnęła go matka, a później na nim uklękła.
W 2013 roku rozpoczął się pierwszy proces. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Katowicach w 2015 roku Jarosław R. został skazany na 10 lat więzienia za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którym nieumyślnie doprowadził do zgonu 2-latka. Beata Ch. usłyszała zaś wyrok 5 lat więzienia za narażenie Szymona na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci.
Decyzja została zaskarżona, a proces ponownie powtórzony. Prokuratura domagała się nie 15 lat jak przy pierwszym procesie, a dożywocia. Ostatecznie sąd apelacyjny uznał, że nie udzielając pomocy Szymonowi, jego rodzice godzili się na śmierć dziecka, a zatem oboje są winni temu zdarzeniu. Wyższy wyrok otrzymał jednak ojciec ze względu na to, że obrażenia, które spowodował, doprowadziły do śmierci 2-latka. Beata Ch. została skazana na 13 lat pozbawienia wolności, a Jarosław R. na 15.
Zobacz też: Cztery białe trumny, jedna brązowa. O Dariuszu mówiono, że jest jak biblijny Hiob. Prawda okazała się inna