28-letnia mieszkanka Poznania była agentką nieruchomości z dobrze prosperującą firmą. Nie miała kłopotów finansowych, wiodła dostatnie życie razem z mężem w jednym z poznańskich mieszkań przy ul. Św. Rocha. Kobieta była w 4. miesiącu ciąży, kiedy wyszła z domu na spotkanie z klientem. Niestety nigdy z niego nie wróciła. Do dzisiaj nikt nie wie, co się z nią stało. Potencjalnie jedyna osoba, która mogła mieć jakiekolwiek informacje na temat Beaty, zabrała je ze sobą do grobu.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Dobrze prosperująca firma w branży nieruchomości, dobre małżeństwo i dziecko w drodze. Brzmi jak przepis na udane życie. Niestety ta historia nigdy nie doczekała się szczęśliwego zakończenia. Nie ma w niej szczęścia, firmy, dziecka, ani samej Beaty.
18 lutego Beata jak co dzień wykonywała swoje obowiązki, następnie zasiadła z mężem do obiadu. Podczas posiłku dostała telefon od klienta, po którym ubrała się i wyszła, kierując w stronę osiedla Lecha, gdzie miało odbyć się spotkanie. Jednak nigdy tam nie dotarła ani nie wróciła do domu. Istnieją przypuszczenia, że kobieta prawdopodobnie padła ofiarą zbrodni doskonałej. Co wydarzyło się tego dnia w życiu Beaty? Nie można tego jednoznacznie określić, ponieważ istnieje zbyt wiele sprzecznych informacji.
Klient, do którego miała jechać kobieta, być może nigdy nie istniał. Policji nie udało się do niego dotrzeć. Telefon, który Beata miała otrzymać, być może nigdy się nie wydarzył. Wyjście kobiety z domu również mogło być kłamstwem. Operator komórkowy, z którego usług korzystała zaginiona, poinformował policję, że urządzenie nie zarejestrowało tego dnia innej lokalizacji niż mieszkanie przy ul. Św. Rocha, a z bilingów wynikało, że kilka godzin przed zaginięciem nie zostało zrealizowane żadne połączenie. Na dodatek tego dnia nikt nie widział Beaty poza domem ani sąsiedzi, ani sprzedawcy z okolicznych sklepów. Pojawiły się podejrzenia, że kobieta nie zaginęła 18 lutego, tylko wcześniej.
Potencjalne tropy i scenariusze wydarzeń szybko obalano. Podejrzewano, że kobieta padła ofiarą przestępców seksualnych, którzy grasowali w owym czasie w okolicy poznańskich Rataj, jednak nie była do dobra hipoteza. Beaty nie znaleziono w żadnym szpitalu, czy schronisku. Kobieta nie kontaktowała się z żadnym ginekologiem, aby sprawdzić, czy z jej dzieckiem wszystko jest w porządku. Przeszukano nie tylko Poznań, Wartę i Wielkopolskę, ale prawie całą Polskę. Ślad po kobiecie zaginął.
Mąż Beaty — Rafał I. tego samego dnia wieczorem zgłosił zaginięcie żony na komisariacie policji. Udał się również do mediów ze zdjęciem kobiety i prośbą o umieszczenie w gazecie informacji o zaginięciu. Dziennikarka "Głosu Wielkopolskiego", którą odwiedził Rafał, wspomina jego nietypowe zachowanie.
Na początku nie rzuciło mi się to w oczy, ale kiedy policja zaczęła go typować jako potencjalnego sprawcę, wróciło tamto wrażenie, które po sobie pozostawił. Był dziwny. Chłód pomieszany z samokontrolą. Spięty i na dystans. Tak jakby cały czas się pilnował
- opowiada Agnieszka Smogulecka.
Mężczyzna sprawiał wrażenie osoby, która nie przejmuje się zaginięciem żony. Nie był zrozpaczony ani smutny. Jednak nie tylko to zachowanie budziło dziwne emocje. Następnego dnia mężczyzna ponownie pojawił się w redakcji. Tym razem w celu zabrania fotografii żony i wypowiedzenia bardzo podejrzanego zdania: "Nie będzie już potrzebne". Zupełnie, jakby Rafał I. dokładnie wiedział, co stało się z Beatą.
Pierwsza wizyta policjantów w mieszkaniu zaginionej kobiety i jej męża również nie przebiegła standardowo. Pracujący tego dnia funkcjonariusze wspominają charakterystyczny zapach, który przywitał ich w domu. Była to woń środków chemicznych. Całe mieszkanie było dokładnie wysprzątane, poza jednym miejscem, które mężczyzna prawdopodobnie przeoczył. W łazience policjanci znaleźli śladowe ilości krwi. Jednak nawet na taki obrót sprawy Rafał I. był przygotowany. Poinformował funkcjonariuszy, że jego żona dostawała krwotoki z nosa. Tej wiadomości niestety nie można było w żaden sposób zweryfikować.
Nie da się ukryć, że zachowanie Rafała w czasie szukania jego żony przez policję, było podejrzane. Jak wspomina policjant i detektyw Maciej Szuba, pracujący przy sprawie Beaty, jej mąż "na wszystko miał gotową odpowiedź".
Mąż zaginionej Beaty była raczej typem egoisty. Stawiał siebie na pierwszym miejscu. Nic zatem dziwnego, że nie był osobą, która lubiła dzieci, dlatego ciąża kobiety mogła być mu nie na rękę
Rafał, jej mąż, nie cierpiał dzieci. Nie mówił o nich inaczej niż bachory. Unikał nawet towarzyskich spotkań, na których były osoby z dziećmi. Drażniły go. Denerwowały. W jego świecie nie było miejsca na dziecko.
- opowiadał Maciej Szuba.
Podobne odczucia miał ojciec zaginionej kobiety — Wiesław Kotwicki. Uważał, że Rafał nie chciał mieć dzieci, więc wiadomość o ciąży Beaty mu się nie spodobała. Między innymi na tej podstawie rodzina kobiety uważała, że Rafał mógł mieć coś wspólnego z zaginięciem ciężarnej.
Na dodatek zaledwie kilka tygodni po zaginięciu Beaty, jej mąż zaczął spotykać się z inną kobietą. Wywołało to niemałe zdziwienie, jednak Rafał twierdził, że każdy ma prawo do swojego życia. Nie da się jednak ukryć, że takie zachowanie budziło spore podejrzenia. Nowy związek mógł wskazywać na pewność mężczyzny, że jego żona już nie wróci.
Brakowało jednak obciążających dowodów, aby móc uznać Rafała za podejrzanego. Każda kwestia, która mogłaby wskazywać na winę męża była tylko poszlaką, dlatego nie można było np. przebadać mężczyzny wariografem. Chociaż pojawiały się przypuszczenia, że opanowanie i chłodne podejście do całej sprawy oznaczało, że mężczyzna nie przejmował się zaginięciem żony, przez co badanie mogłyby nie dać prawdziwych i rzetelnych wyników.
Rafał I. po zaginięciu żony i związaniu się z inną kobietą popadł w długi. Zajął się działalnością przestępczą związaną z handlem narkotyków. Konflikt z prawem zaognił również wyłudzaniem kredytów. Zostały mu postawione zarzuty, jednak mężczyzna nigdy nie trafił na salę sądową. Rafał I. popełnił samobójstwo w kwietniu 2011 roku. Powiesił się w mieszkaniu. Rodzina Beaty miała nadzieję, że mężczyzna zostawił list pożegnalny, w którym wyjawia tajemnicę zaginięcia i potencjalnego morderstwa żony. Niestety takiej wiadomości nie odnaleziono. Rafał nie zostawił żadnej wiadomości.
Jedyna osoba, która znała prawdę, zabrała tę tajemnicę do grobu. Dopóki nie odnajdzie się ciało czy szczątki Beaty, które można by było zidentyfikować, nie dowiemy się, co się z nią stało. Bardzo wątpię, by Beata żyła. Sądzę, że została zamordowana, i to w mieszkaniu.
- komentuje Maciej Szuba.
Nie ma ciała — nie ma zbrodni. Jednak według policjantów nie istnieje również zbrodnia idealna, a każdy popełnia błędy. Na ten moment niestety żadnego nie odnaleziono, a Beata Kotwicka-Iwanowska nadal jest poszukiwana jako osoba zaginiona.
Beata Kotwicka-Iwanowska figuruje dalej w bazie osób zaginionych Screen/ Zaginieni.pl
Zobacz też: Ania miała uczyć się do egzaminu w nocnym pociągu. Zginęła, bo jej oprawcy tak "świętowali" urodziny
Jeśli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych:
Centrum Wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym: 800-70-2222
Telefon zaufania dla Dzieci i Młodzieży: 116 111
Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych: 116 123
Pod tym linkiem Życie warte jest rozmowy znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.