Malarstwo Zdzisława Beksińskiego jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych. Niekonwencjonalny styl malarza, a także tematykę przedstawianą na obrazach trudno pomylić z innym autorem. Jego syn — Tomasz Beksiński — był równie artystyczną duszą, zanurzoną w nieco innym świecie. Dwoje wielkich wizjonerów pod jednym dachem to mieszanka wybuchowa, która zdawała się eksplodować wielokrotnie. Głośne okazało się także odejście tej dwójki ze świata. Tragiczna śmierć obu artystów wstrząsnęła Polską. Relacja między ojcem i synem nie należała do idealnych. Co działo się pod dachem rodziny Beksińskich?
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Artysta urodził się 24 lutego 1929 r. w Sanoku. Już od wczesnego dzieciństwa było wiadomo, że ma ogromny talent. Mimo planów studiowania na Akademii Sztuk Pięknych, za namową ojca zdecydował się na naukę na Politechnice Krakowskiej. To właśnie tam, w czasie nauki poznał swoją żonę — Zofię Stankiewicz. Owoc ich miłości urodził się 26 listopada 1955 r. Małżeństwo przywitało na świecie syna Tomasza.
Zdzisław nie ukrywał, że dzieci budzą w nim obrzydzenie. Bardzo czekał na moment, aż syn dojrzeje i przestanie być "śliniącym się pulpetem".
Zdzisław Beksiński był nie tylko wybitnym malarzem, ale pałał się również innymi dziedzinami sztuki. Architektura, rzeźba, fotografia i grafika komputerowa również znajdowały się w kręgu zainteresowań Beksińskiego. Jednak na kartach historii zapisał się i został zapamiętany przede wszystkim jako malarz, a dokładniej malarz śmierci. Jego obrazy kipią od mroku, strachu i przerażających postaci. Nie znaczy to wcale, że Zdzisław Beksiński był ponurą osobą. Wręcz przeciwnie, jak twierdzi syn artysty podczas wywiadu "Wieczór z Wampirem", który poprowadził Wojciech Jagielski w 1998 r.:
Ojciec mój jest człowiekiem zdecydowanie wesołym. On po prostu maluje takie obrazy.
Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu w 2005 roku przez 19-letniego syna przyjaciela rodziny. Zadano mu kilkanaście ciosów nożem, po tym, jak artysta odmówił pożyczenia pieniędzy.
Syn Zdzisława i Zofii Beksińskich przyszedł na świat 1955 roku. Był artystyczną duszą, jednak zupełnie inną niż ojciec. Tomasz zajmował się m.in. tłumaczeniem filmów. Wśród nich były takie klasyki kina jak np.: wszystkie opowieści z Jamesem Bondem, produkcje grupy Monty Pythona, Milczenie Owiec, Szklana Pułapka, Lśnienie, Pulp Fiction. Jednak praca tłumacza języka angielskiego nie była jego jedynym zajęciem. Młody Beksiński aktywnie działał także w radiu. Jego ogromną pasją była muzyka, o której opowiadał słuchaczom na antenie Polskiego Radia.
Jednak Tomasz miał jeszcze swoją drugą, zdecydowanie bardziej mroczną naturę, niczym żywcem wyjętą z obrazów Zdzisława. Młody Beksiński w swoim życiu miał kilka prób samobójczych, ostatnia, podjęta w Wigilię Bożego Narodzenia, okazała się skuteczna. Podczas wspomnianego wcześniej wywiadu w programie "Wieczór z Wampirem", Tomasz opowiada o tym, co skłoniło go do prób zakończenia egzystencji.
Kiedy nagle zaczyna się wszystko walić, to w pewnym momencie ten stan takiego cierpienia, niezadowolenia, bólu ze wszystkiego jest tak silny jak ból głowy, kiedy bierze się proszek. Dla mnie proszkiem na tamto było łyknięcie dużej ilości środków nasennych.
Z opresji uratował go ojciec, który w porę znalazł nieprzytomnego chłopaka.
Chęć śmierci była tak ogromna, że młody Beksiński postanowił wywiesić klepsydry, informujące o swoim nagłym zgonie. Po czasie Tomasz przyznał, że było to idiotyczne z jego strony, zwłaszcza że ludzie naprawdę zaczęli odwiedzać mieszkanie Beksińskich z kondolencjami.
Przyczyn przytłaczającej depresji wiele osób upatruje w relacjach Tomka z ojcem, które zdecydowanie nie były standardowe.
Rodzina Beksińskich rejestrowała swoje codzienne życie. Nie zamykała swoich drzwi na dziennikarzy, którzy chcieli porozmawiać na temat malarstwa, czy muzyki. W internecie można znaleźć mnóstwo oryginalnych nagrań z życia Beksińskich, a także korespondencję między rodziną, a ich przyjaciółmi. Dzięki temu, mimo upływu lat, można stworzyć portret rodziny Beksińskich na podstawie dostępnych materiałów, a także relacji bliskich współpracowników.
Do tej pory powstało sporo książek, a także filmów obrazujących życie rodziny Beksińskich, ukazujących nie tylko geniusz Zdzisława, ale również jego ogromną miłość do żony i pogrążonego w ciężkiej depresji syna. Mówi się, że rodzina z Sanoka była dysfunkcyjna, a na dodatek ciążyło na niej fatum, zły los i widmo śmierci. Jednak przyjaciele Beksińskich przedstawiają ich życie zupełnie inaczej. Podobnie, jak autorka książki Beksińscy. Portret podwójny — Magdalena Grzebałkowska, która na podstawie wielu źródeł przedstawia życie rodziny. Na pierwszy plan wysuwa ogromną miłość Zdzisława i Zofii. Według autorki małżeństwo tych dwoje było bardzo udane, dlatego, że byli dla siebie idealnymi partnerami. Inaczej jednak wyglądało to w przypadku ich relacji z Tomkiem. Wiecznie zimny ojciec i nadopiekuńcza matka ponieśli w pewnym sensie klęskę wychowawczą.
W wywiadzie dla radia TOK FM autorka tak prezentuje Beksińskich:
Tam nie było fatum, nie było [...] strasznego mroku i tajemnicy. Kurcze nie udało im się takie gładkie życie, bo byli wszyscy trochę dziwaczni, inni.
W książce Magdaleny Grzebałkowskiej padają dwa gorzkie zdania:
Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna.
Tomek nie ukrywał, że miał ojcu za złe jego podejście do wychowania. Zdzisław sam został wychowany w taki sposób, który niejako narzucał trzymanie dystansu i szanowanie przestrzeni osobistej. Jednak artysta zbyt skrupulatnie wziął sobie do serca te zasady w kontekście wychowywania syna. Dystans wiązał się nie tylko z brakiem czułości, ale również z brakiem jakichkolwiek kar.
Dyrektor muzeum w Sanoku wspomina nagrania, na których Tomek wyrzuca ojcu jego liberalne podejście do wychowywania dzieci.
Gdybyś dawał mi w dupę, to ja bym wiedział, na co sobie mogę pozwolić i gdzie jest granica. Inne dzieciaki dostawały
Grzebałkowska opowiada o tym, jak Zdzisław zrzucił na Zofię wychowanie Tomka, przez co nie zostały uzgodnione zasady postępowania z młodym człowiekiem. Wynikiem tego było rozpieszczenie chłopca, który dostawał dokładnie to, na co miał ochotę. Kolejnym zarzutem, który autorka książki w trakcie rozmowy w Radiu TOK FM rzuca w stronę Zdzisława w kontekście wychowania syna, jest samo jego podejście do małego Tomka:
Ojciec, który go nie dotyka, nie bije, nie głaszcze, traktuje go jako partnera. Nie można traktować 3-latka jako partnera, jako kolegi [...] trzeba stawiać granice.
W wywiadzie dla i.pl Grzebałkowska dodaje również, że w listach Zdzisław Beksiński pisał o tym, że czasami zapomina, że ma syna. Na dodatek liczył na ty, że Tomkiem zajmą się po prostu kobiety, chociażby matka, czy babcia. Autorka książki wysnuwa smutną teorię:
Dla Zdzisława najważniejszy był Zdzisław i płyty muzyczne, a Tomek był ważny, ale jednocześnie zawsze znajdował się gdzieś obok głównego nurtu zainteresowań artysty.
Nie da się ukryć, że szerokim echem rozniosły się słowa Zdzisława Beksińskiego w liście, który napisał niedługo po tym, jak znalazł zwłoki swojego syna w mieszkaniu w Boże Narodzenie. Ojciec po zobaczeniu Tomka stwierdził, że dobrze się stało. Te słowa mogą budzić skrajne emocje. Reżyser filmu Beksińscy. Album wideofoniczny Marcin Borchardt w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, przedstawia możliwe przesłanki, które kierowały artystą przy zapisywaniu tych słów:
Moim zdaniem Zdzisław Beksiński, obserwując wieloletnie cierpienie syna i zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie mu pomóc, powiedział to w akcie bezradności i rozpaczy
Zdzisław Beksiński po znalezieniu martwego syna w mieszkaniu, zdecydował się zabrać karteczkę z informacją, że list pożegnalny został zapisany na komputerze. Na dodatek zgrał plik na dyskietkę, a następnie oryginalny list usunął z komputera syna. Zdzisław Beksiński później wytłumaczył się ze swoich działań:
Ukryłem dowody rzeczowe przed prokuraturą [...] obawiając się, że wszystko zagarnie policja i potem będą to słuchać rozmaici przypadkowi ludzie [...]. Myślę, że dobrze zrobiłem, choć zarówno policja, jak i pani prokurator nie mogli zrozumieć, dlaczego nie zostawił listu, i to budziło ich największe podejrzenia
W książce Grzebałkowskiej jest dłuższy fragment listu ze wspomnianym wcześniej porażającym zdaniem, który pokazuje nieco inną perspektywę.
Ja jeden wiedziałem, jak jemu było ciężko, mimo iż był egoistą i egocentrykiem, tym niemniej charakteru się nie wybiera. Myślę, że chyba dobrze się stało, jak się stało. Ostatnie jego słowa nagrane na taśmie mówiły o tym, jak bardzo rozczarował go świat, w którym przyszło mu żyć.
Zobacz też: Zarzucają, że zrobił z Tomka Beksińskiego psychopatę. "To złagodzony obraz. I to mocno"