Edyta Geppert, nieśmiała dziewczynka z Nowej Rudy, nie sądziła, że jej nazwisko za jakiś czas będzie rozpoznawalne, a ludzie zaczną ją zagadywać na ulicy. Z czasem musiała zwalczyć brak pewności siebie i stanąć przed komisją, aby dostać się do szkoły muzycznej w Warszawie. Wepchnięta niemal siłą na salę Edyta oczarowała zgromadzonych i zapewniła sobie miejsce wśród uczniów. W placówce znalazła nie tylko naukę, ale również wielką miłość, o czym miała się niedługo przekonać.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Edyta Geppert z muzyką była związana od najwcześniejszych lat swojego życia. Wszystko za sprawą jej rodziny, która kochała dźwięki. Matka kobiety pochodziła z Węgier, gdzie umiłowała sobie tamtejszy folklor, którym "karmiła" Edytę. W wieku zaledwie 5 lat dostała od dziadka akordeon. Od tego momentu w domu Geppertów rozbrzmiewały dźwięki tego instrumentu. Jednak Edyta wykazywała się nie tylko talentem do gry, ale również śpiewu. Nic zatem dziwnego, że kilka lat później dołączyła do Zespołu Pieśni i Tańca "Nowa Ruda". Edytę Geppert charakteryzowała w tamtym czasie głównie jedna cecha: kompletny brak pewności siebie, mimo że słyszała wiele głosów pochwały. Trzeba było mocno prosić, aby uraczyła publiczność swoim anielskim głosem. Siłą trzeba było ją nawet zaciągnąć na egzamin do Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
Nie pojechałabym na egzamin, gdyby nie moja koleżanka, Grażynka. Gdzieś usłyszała, jak śpiewam i stwierdziła, że powinnam się tym zająć na poważnie. Napisała za mnie podanie i zaniosła je do szkoły. Kiedy przyszedł dzień egzaminu, poszła ze mną i dosłownie wepchnęła mnie do sali przed komisję
- wspomina po latach Edyta w wywiadzie dla magazynu "Viva!".
Na egzaminie uraczyła komisję węgierską pieśnią i "Sztucznym miodem" Agnieszki Osieckiej. Wykon tych utworów tak oczarował zgromadzonych w sali, że Edyta dołączyła do społeczności szkolnej na Wydziale Wokalistyki. W szkole zyskała nie tylko wykształcenie i kolejne wokalne umiejętności. Poznała też kogoś tak wyjątkowego, że do dzisiaj towarzyszy jej w życiu prywatnym.
Podczas egzaminu w sali był obecny Piotr Loretz, który zachwycił się anielskim głosem Edyty. Przez kolejne lata w szkole muzycznej Geppert mogła korzystać z dobrych rad swojego profesora. Kobieta z wielką chęcią uczestniczyła w zajęciach prowadzonych przez Loretza. Jednak ich znajomość nie zakończyła się z ostatnim dzwonkiem w szkole muzycznej. Po ukończeniu szkoły Geppert nadal miała kontakt z Loretzem. Był jej muzycznym doradcą, przewodnikiem po sztuce, a z czasem stał się nawet przyjacielem. Ich znajomość z biegiem lat zaczęła się rozwijać, aż w końcu przerodziła się w coś więcej, zwłaszcza w okresie stanu wojennego, w czasie którego, jak przyznaje Edyta, stali się sobie jeszcze bliżsi.
Wzięli ślub w 1985 r., jednak nie była to typowa uroczystość z hucznym weselem. W wywiadzie Geppert tak wspomina sformalizowanie swojego związku z Loretzem:
Zabawny i szalony, o ósmej rano. Po nim wsiedliśmy do pociągu i pojechaliśmy do Krakowa, do Teatru STU, gdzie nagrywałam swoją pierwszą płytę „Recital Live".
Mimo że tych dwoje łączyło ogromne uczucie, które trwa do dzisiaj, rodzina Piotra na początku nie była zachwycona ich związkiem. Krytykowała wokalistkę, określając jej styl nudnawym i niezbyt nowoczesnym. Wkrótce ich zdanie miało się zmienić, po fantastycznym występie Geppert na festiwalu w Opolu, po którym zyskała ogromną sławę. Nieśmiała i początkująca wokalistka z Nowej Rudy nie potrafiła sobie poradzić z rozpoznawalnością na co dzień. Po pytaniach przechodniów, czy to ona występowała w Opolu, zaprzeczała, tłumacząc, że jest po prostu bardzo podobna do artystki. Ze sławą pomagał jej Piotr, który starał się ją z tym oswoić i dawał poczucie bezpieczeństwa.
Artystka ukończyła szkołę muzyczną w maju 1983 r., a jej sceniczny debiut miała już niecały rok później w marcu na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie otrzymała I nagrodę. Jednak to nie ten występ szczególnie zapisał się na kartach historii. Nieziemski wykon artystki miał miejsce w czerwcu 1985 r. w amfiteatrze w Opolu, po którym publiczność zamarła. Zanim jednak doszło to wykonania jej na scenie, musiało się wiele wydarzyć, aby muzyka, a przede wszystkim słowa w ogóle powstały.
Za warstwę dźwiękową odpowiada Włodzimierz Korcz, który był mężem Elżbiety Starosteckiej, czyli koleżanki z pracy Piotra Loretza. Pewnego dnia Loretz zadzwonił do Korcza z prośbą o przesłuchanie pewnej młodej wokalistki. Kompozytor był w tamtym czasie bardzo zajęty, więc ostatnie, o czym myślał, to odkrywanie nowych talentów, nie mówiąc już o pisaniu dla nich utworów. Korcz odmówił, jednak Loretz nie odpuszczał. Przekonany o ogromnym talencie Geppert, próbował namówić kompozytora do stworzenia dla niej piosenki. W końcu Korcz się ugiął, ale nie "poczuł tego czegoś", o czym mówił narzeczony artystki. Sytuacja miała się zmienić podczas trasy koncertowej wielu artystów, organizowanej przez Jerzego Dąbrowskiego, aktora Teatru Rozmaitości.
Korcz wspomina, że Dąbrowski zaciągnął go na próbę, żeby posłuchał fantastycznego śpiewu pewnej dziewczyny. Jak przyznaje kompozytor, w występie owej wokalistki, podczas którego śpiewała francuski utwór, nic mu się nie podobało. Namówiony przez Jerzego, Włodzimierz niechętnie udał się do garderoby artystki, aby wskazać błędy i dać kilka rad początkującej wokalistce. Kiedy kobieta ponownie stanęła na scenie, Korcz oniemiał, ponieważ artystka wzięła sobie do serca uwagi kompozytora. Na scenie oczywiście występowała Edyta Geppert. Od tego momentu Korcz postawił sobie zadanie — Geppert musi wygrać festiwal w Opolu, aby cały świat usłyszał o ogromnym talencie artystki.
Do realizacji planu kompozytora, oprócz muzyki, potrzebny był również mocny tekst, najlepiej autorstwa wybitnego tekściarza. Najpierw miał się nim zająć Wojciech Młynarski, jednak choroba uniemożliwiła mu współpracę z Geppert. Zadanie trafiło do Jacka Cygana, który stworzył "Jaka róża, taki cierń". Korcz zaakceptował słowa, jednak Loretz nie był zadowolony i stwierdził, że Edyta nie będzie śpiewała takich banałów i postanowił znaleźć kogoś na własną rękę. Jak wspomina Włodzimierz, zaprezentowany utwór przez Piotra, był jeszcze większym banałem, więc finalnie, po ogromnej awanturze, tekst Cygana został ostatecznym.
"Jaka róża, taki cierń" jest po prostu o życiu. O tym, jakie ono potrafi być brutalne. Dla mnie najważniejszy i najbardziej porywający jest mostek — "noc wiruje wokół nas...", kiedy zdajemy sobie sprawę z wielkiego triumfu życia nad wszelkimi przeciwnościami. Łącznie ze śmiercią. Tłumaczenie fragmentu "dziesięć pięter i ciemność" jest jednoznaczne. To historia o samobójstwie.
- opowiada Jacek Cygan.
Tekściarz w wywiadzie dla Onetu opowiedział o swoich wspomnieniach związanych z procesem twórczym dotyczącym utworu "Jaka róża, taki cierń".
Musiałem "na szybko" napisać tekst. Miałem kilka dni [...] Była to pierwsza piosenka niezwykle obiecującej artystki, po drugie wiedziałem, że w Opolu wszyscy będą tego słuchać. To była wielka odpowiedzialność
Kiedy utwór był gotowy, wszystko było w rękach Geppert. Teraz tylko od niej zależał werdykt jury na XXI Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Na scenę w słynnym amfiteatrze wyszła niepozorna szczupła blondynka, która zawładnęła całym obiektem. Jej występ sprawił, że zgromadzona publiczność po prostu zamilkła, nie wiedziała, jak zareagować na to, co właśnie się wydarzyło. Dopiero po kilku chwilach pojawiły się pierwsze brawa, które bardzo szybko przerodziły się w gromkie owacje na stojąco.
Nikt nie spodziewał się, że utwór zrobi aż takie wrażenie na zgromadzonych. Wykon Geppert powalił wszystkich na kolana. Złożyło się na to kilka czynników. Oprócz oczywistego genialnego wręcz anielskiego głosu artystki, na publiczność z pewnością zadziałała również niekonwencjonalna tematyka utworu.
Edyta Geppert swoim wykonaniem utworu "Jaka róża, taki cierń" zagwarantowała sobie pierwsze miejsce w opolskim festiwalu za "najlepszą piosenkę premierową". Uznanie jury uzyskał również Jacek Cygan, który zdobył nagrodę za najlepszy tekst, który można przeczytać poniżej.
Była zła, gdy zatrzasnął drzwi
W środku płacz, w oczach suche łzy
Pomyślała, no tak
Znów ten schemat się pcha
Oto był ten ich słynny ląd
Dwa na trzy, wynajęty kąt
Może śmiesznie to brzmi
Lecz w tej chwili nie miała już nic
Trzy tuziny swych lat
To, co bolało znikło już
Mimo to ból
Jaki ranek, taki dzień — nie dziwi nic
Jaka woda, taki brzeg — nie dziwi nic
Jaka pościel, takie sny — nie dziwi nic
Nawet to co jest
Jakie serce, taki lęk — nie dziwi nic
Jaka słabość, taki grzech — nie dziwi nic
Jaka kieszeń, taki gest — nie dziwi nic
Nawet to co jest
Jaka róża, taki cierń — nie dziwi nic
Jaka zdrada, taki gniew — nie dziwi nic
Jaki kamień, taki cios — nie dziwi nic
Jakie życie, taka śmierć
Różo, różo, nasz jest świat
Zostaniemy wciąż młode
Noc wiruje wokół nas
Spójrz, uśpiłam już trwogę
Miłość durna, miłość zła
Nie ma władzy nade mną
Włosy me pochwyci wiatr
Dziesięć pięter i ciemność
Jakie życie, taka śmierć — nie dziwi nic
Jaka zdrada, taki gniew — nie dziwi nic
Jaki kamień, taki cios — nie dziwi nic
Nawet to, co jest, co wyrywa z nas
Cały zapas słów
Cały spokój serc
Jakie życie, taka śmierć — nie dziwi nic
Jaka zdrada, taki gniew — nie dziwi nic
Jaki kamień, taki cios — nie dziwi nic
Nawet to, co jest...
Edyta Geppert od lat występuje na wielkich scenach, nadal przyprawiając publiczność o gęsią skórkę. Nie przepada za określaniem "wokalistka", uważa się po prostu za osobę, która śpiewa piosenki. Recitale Geppert są przemyślane i dokładnie wyreżyserowane - podczas nich raczy swoich słuchaczy muzycznymi interpretacjami literackich perełek. Artystka przenosi publiczność do swojego niezwykłego świata.
Wychodzi na scenę tonącą w mroku. Nawet nie widać zarysu jej sylwetki. Dopiero, kiedy odezwą się pierwsze takty muzyki, snop światła rozświetli dyskretnie jej postać.
Zobacz też: Konflikt Rodowicz z Sipińską trwał latami. W końcu doszło do bójki. Na kapelusze