Śmierć Kamili Skolimowskiej była potężnym ciosem dla polskiego sportu. "Myśmy nią żyli"

Kamila Skolimowska na zawsze pozostanie jedną z najwybitniejszych polskich młociarek. Już w wieku 18 lat została sensacyjnie mistrzynią olimpijską w Sydney. Jej kariera zakończyła się jednak zdecydowanie zbyt szybko. Wszystko zaczęło się latem 2008 roku od omdleń i drętwienia nogi. Niespełna rok później nie było jej już z nami.

Kamila Skolimowska urodziła się 4 listopada 1982 roku w Warszawie. Pochodziła ze sportowej rodziny. Jej ojciec Robert był sztangistą, olimpijczykiem i mistrzem świata, mama rzucała dyskiem, a brat trenował pchniecie kulą. Była więc skazana na sport; wybrała rzut młotem. W wieku zaledwie 14 lat już zdobyła brązowy krążek na krajowych mistrzostwach. Już cztery lata później sensacyjnie cieszyła ze złota olimpijskiego zdobytego w Sydney (2000 r.), za co została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi. W 2002 roku została wicemistrzynią świata, a w 2006 roku sięgnęła po brąz. To był ostatni wielki sukces Polki w jej karierze, która powinna potrwać zdecydowanie dłużej. 

Zobacz wideo "Zaczęło mnie odcinać, byłem bardzo rozkojarzony". Jan-Krzysztof Duda liderem klasyfikacji generalnej turnieju szachowego

Pierwsze objawy pojawiły się już podczas igrzysk w Pekinie w 2008 roku. Nikt nie wiedział, co jej jest

Podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku Kamila Skolimowska zaczęła odczuwać pierwsze poważne problemy ze zdrowiem. Narzekała na ból biodra i drętwienie nogi. Czuła się źle. Dzień przed eliminacjami płakała, nie chciała startować. Awansowała do konkursu, wzięła blokadę i nie zaliczyła żadnego rzutu. Podeszła do Anity Włodarczyk i powiedziała: "Teraz twoja kolej, mój czas się skończył". W końcu zemdlała, ale lekarze uznali wówczas, że to wina "chińskiego smogu". Łapała też zadyszkę, miała problemy z oddychaniem. Nikt nie potrafił zdiagnozować, co jej dolega. Skolimowska trafiła do kardiologa, który stwierdził, że konieczne jest wnikliwe przeanalizowanie możliwych przyczyn jej dolegliwości. Miało do tego dojść tuż po jej powrocie z Portugalii, gdzie doszło do tragedii. 

18 lutego 2009 roku Polska Agencja Prasowa podała informację, że Kamila Skolimowska zasłabła w trakcie treningu na zgrupowaniu lekkoatletycznym w Portugalii. Choć przetransportowano ją do szpitala w Vila Real de Santo Antonio, już w drodze straciła przytomność. Lekarze i ratownicy godzinę walczyli o przywrócenie funkcji życiowych Polki, lecz bezskutecznie. 

- Trener Krzysztof Kaliszewski zadzwonił, że Kama zemdlała na treningu, ale że już odzyskała przytomność i jest w porządku. Za kwadrans zadzwonił jeszcze raz: "znowu zemdlała, ale do karetki doszła sama". W karetce po raz trzeci straciła przytomność, reanimowali ją. Niedługo potem zadzwoniła do nas jej przyjaciółka Wiola Potępa. Powiedziała, że Kamila nie żyje - opowiadał w rozmowie z Onetem Robert Skolimowski, ojciec Kamili.

Zawodniczka miała skarżyć się na ból łydki. Lekarz zalecił jej masaż, który okazał się dla niej zabójczy. Dopiero po sekcji zwłok ustalono, że ów masaż prawdopodobnie doprowadził do oderwania się skrzepu. Ten powędrował dalej, w efekcie prowadząc do zatoru tętnicy płucnej. Co ciekawe pięć lat później wyciągnięto lekcję z tej sytuacji. Niewiele bowiem brakowało, aby podobny los spotkał naszą inną młociarkę, Joannę Fiodorow.

Wicemistrzyni świata z 2019 roku z Dohy również poczuła silny ból w łydce. USG jednak nic nie wykazało, a noga bolała ją dalej. Ostatecznie wykryto u niej zerwany mięsień łydki i rozwarstwienie ścięgna Achillesa. Rozpoczęło się leczenie, lecz noga cały czas puchła. Fizjoterapeuta młociarki, Marcin Łebski zadecydował więc, aby przeprowadzić jeszcze bardziej szczegółowe badania. Badanie USG Dopplera wykazało, że żyła biegnąca po wewnętrznej stronie nogi, do 1/3 wysokości uda jest w skrzeplinach i jest nieprzepływowa. To samo stwierdzono w żyle podkolanowej wraz z jej dopływami. Zawodniczka trafiła pod opiekę chirurga naczyniowego, który przepisał jej leki przeciwzakrzepowe.

- Właśnie miałam być na obozie w Spale. Dzięki mojemu fizjoterapeucie Marcinowi Łebskiemu, który wpisał mnie w ostatniej chwili na badanie USG przed tym obozem, żyję. Gdybym rozpoczęła ciężki trening, jaki miałam wykonywać na obozie, te zakrzepy mogłyby się oderwać. Mogłabym wówczas podzielić los Kamili Skolimowskiej - powiedziała Fiodorow w wywiadzie dla Onetu.

Rodzice mieli żal do lekarzy. "Wymądrzali się w telewizji"

Kamila Skolimowska miała ogromne wsparcie rodziców. Jak mówiła w jednym z wywiadów jej matka, Teresa Skolimowska, "myśmy nią żyli". Rodzice młociarki byli bardzo przejęci stanem zdrowia swojej córki. Wiadomość o śmierci ich córki była dla nich potężnym ciosem. - To było tak, jakby ktoś po prostu nam, rodzicom, serce wydarł. To serce po prostu pękło i do mnie to w ogóle nie docierało - mówiła Teresa Skolimowska w trakcie programu "Dzień dobry TVN"

Więcej podobnych treści znajdziesz też na Gazeta.pl

Rodzice młociarki mieli żal do lekarzy, nie tylko o to, że nie zdiagnozowali choroby córki, ale również o to, co później mówili w mediach. - Mamy żal do lekarzy, bo nie wykonali dobrze swojej pracy. Po śmierci Kamili wymądrzali się w telewizji. Słyszeliśmy, jak się wypowiadali. "To było jasne jak słońce, od razu wiadomo było, że coś nie tak z krzepliwością krwi". Czemu nie mówili o zakrzepicy, gdy córka wołała o pomoc?! - pytała Teresa Skolimowska w rozmowie z Onetem. 

Matka młociarki po śmierci córki przeżyła prawdziwą traumę. - Śniła mi się. Pytała: "Mamo, czemu nie przychodzisz, ile mogę czekać?". Po śmierci Kamili przez pół roku nie mogłam wejść do jej mieszkania. Jak to, przecież szykowałam je dla niej! [...] Nie ma nic gorszego niż śmierć dziecka. Pustka, ból na całe życie. A tutaj mam ją wszędzie! Meble, pamiątki - ona wszystko wybierała, układała. Często rozmawiamy, zwierzała się mama mistrzyni olimpijskiej portalowi WP SportoweFakty.

Kamila Skolimowska chciała założyć rodzinę, ale nie zdążyła. Była nawet zaręczona

Kamila Skolimowska miała konkretny plan na życie. Niewiele osób o tym wiedziało, ale była nawet zaręczona z byłym dziennikarzem sportowym, Marcin Rosengartenem, obecnie partnerem Marii Andrejczyk, brązowej medalistki w rzucie oszczepem z Tokio, agentem lekkoatletów i dyrektorem Memoriału Kamili Skolimowskiej. Para miała wziąć ślub po jej ostatnich igrzyskach olimpijskich, co miało nastąpić w 2012 roku w Londynie. Planowali co najmniej trójkę dzieci, ale niespodziewana śmierć Skolimowskiej nie pozwoliła na ich realizację. Była osobą uśmiechniętą, skromną i zawsze pomocną. Tak zapamiętali ją najbliżsi.

Skolimowska została pochowana przy Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Pogrzeb odbył się 26 lutego 2009 roku. W sierpniu tego samego roku we Władysławowie w tamtejszej Alei Gwiazd Sportu odsłonięto gwiazdę z jej imieniem. Pośmiertnie, także w tym samym roku, została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zobacz też: Nie żyje Kacper Tekieli. Mąż Justyny Kowalczyk zginął w Alpach. Miał 38 lat

Więcej o: