Monika Osińska "osa" wyszła z więzienia. Trafiła tam przez udział w morderstwie 22-letniej kobiety

Monika "Osa" Osińska przygotowywała się do studniówki. Nikt nie przypuszczał, że razem z dwoma kolegami może być odpowiedzialna za brutalne morderstwo. W 1996 r. tragiczna zbrodnia wstrząsnęła Polską. "Osa" jako pierwsza kobieta w historii została skazana na dożywocie.

Studniówka jest raz w życiu, więc większość licealistów chce, aby był to wyjątkowy wieczór. Nie było inaczej w przypadku trójki znajomych: Moniki "Osy", Marcina "Yogi'ego" i Roberta "Gołębia". Wyjątkowość tej imprezy zazwyczaj oznacza piękne stroje, tańce i czas spędzony w gronie przyjaciół. Niestety trójka znajomych cierpiała na brak funduszy, które mogłyby im zapewnić rozrywkę podczas studniówki. To skłoniło ich do dokonania napadu, który zakończył się tragicznie. 

Zobacz wideo Więzień próbował popełnić samobójstwo. Skoczył wprost na strażnika

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Plan kradzieży opracowali w szkolnym bufecie

19 stycznia 1996 r. Osa spotyka w szkolnym sklepiku dwóch kolegów — Yogi'ego i Gołębia. Tam rozmawiają o zbliżającej się studniówce i ubolewają nad brakiem pieniędzy na ładne stroje i "umilacze", które miałyby sprawić, że impreza będzie jeszcze lepsza. Powstaje pomysł, aby coś ukraść. Yogi proponuje skok na firmę "Abigel", która zajmowała się kolportażem krzyżówek. Chłopak dorabiał w tym miejscu, więc dobrze wiedział, co wartościowego można było zabrać. Potrzebowali jednak pretekstu, żeby wejścia do biura mieszczącego się na dziesiątym pietrze wieżowca na warszawskim Tarchominie. Postanowili umówić Osę na rozmowę o pracę. Wyszli ze szkoły i udali się do mieszkania, gdzie spożywali alkohol i ustalali szczegóły napadu. Uzbroili się w kij baseballowy, nogę od mebla i noże. Umówili się także na hasło "już", które miała wypowiedzieć Osa w odpowiednim momencie, aby zacząć akcję.

Udali się taksówką do firmy, gdzie w drzwiach przywitała ich 22-letnia Jolanta Brzozowska. Widok Moniki z dwójką kolegów nie wzbudził w niej większych podejrzeń, ponieważ znała Marcina. Jola zaprowadziła dziewczynę do pokoju, w którym miała odbyć się rozmowa. W tym czasie pozostali czekali na hasło. Pierwszy do pomieszczenia z zamiarem wymierzenia ciosu kijem wszedł Gołąb. Dopiero po dłuższym czasie dołączył do niego Yogi i razem w ciągu kilkunastu minut skatowali Jolantę na śmierć. W tym czasie Osa plądrowała firmę. Ostateczny cios nożem między oczy Jolanty zadał Gołąb. Kobieta miała zmasakrowaną twarz, została pchnięta 12 razy nożem. Gdy było po wszystkim, nastolatkowie zostawili zwłoki, zabrali zdobyte łupy, zmyli z siebie i narzędzi zbrodni krew, a następnie wsiedli do autobusu i pojechali do pizzerii. Później sprzedali łupy, a otrzymaną kwotę podzielili na trzy równe części. Każdy ze znajomych otrzymał po kilkaset złotych. Nastolatkowie jak gdyby nigdy nic wrócili do swoich obowiązków, a niecały miesiąc później bawili się z rówieśnikami na wyczekiwanej studniówce. 

Oskarżenia w sprawie morderstwa. Rozbieżności w zeznaniach sprawców

Policja rozpoczęła poszukiwania mordercy Jolanty jeszcze tego samego dnia, w którym dokonano brutalnego zabójstwa. Pierwsze podejrzenia padły na Krzysztofa, kierownika biura i jednocześnie szwagra ofiary. Mężczyzna widział kobietę żywą jako ostatni, kiedy wychodził z pracy. Krzysztof wyglądał, jakby bardziej przejmował się kradzieżą niż zamordowaną Jolantą. Zostaje jednak wypuszczony z powodu braku dowodów wskazujących na jego udział w zabójstwie.

Sielanka młodych maturzystów nie trwała długo. Miesiąc po odebraniu życia Jolancie, dokładnie 19 lutego, zatrzymano ich pod zarzutem morderstwa. Podczas przesłuchania pierwszy złamał się Marcin. Na początku powiedział funkcjonariuszom, że Monika nie wiedziała, że idąc do biurowca z zamiarem kradzieży, będzie brała czynny udział w morderstwie. Marcin zabił, bo obawiał się, że Jola doniesie na niego przełożonym. Szybko jednak wycofał się z tej wersji i winą za zabójstwo obarczył Monikę i Roberta.

Zupełnie inaczej sytuację przedstawili Osa i Gołąb, którzy twierdzili, że za śmierć Jolanty odpowiada Yogi, który to zaplanował, a oni tylko zbierali łupy. Nastolatkowie przyznali, że podczas napadu byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. Kolejne rozbieżności w zeznaniach dotyczyły hasła "już", które Monika miała wypowiedzieć jako sygnał do rozpoczęcia rabunku. Według Osy hasło nie padło z jej ust. Inną wersję przekazali funkcjonariuszom Gołąb i Yogi. Z ich relacji wynika, że hasło zostało wypowiedziane, dlatego zaatakowali Jolantę. Zebrane w sprawie dowody nie wykazały odcisków palców Osy na narzędziach zbrodni, jednak zarzut zabójstwa usłyszała cała trójka maturzystów. 

Brutalne morderstwo wstrząsnęło opinią publiczną, a oliwy do ognia dolewał szwagier Joli. Polacy okrzyknęli Monikę zimną zabójczynią. Całą trójkę uznano za głęboko zdemoralizowaną. Wśród opinii publicznej Monika była w trio dominującą przywódczynią, która kierowała grupą. Osa przed rozpoczęciem procesu była pacjentką szpitala psychiatrycznego przez trzy miesiące. Biegli badający dziewczynę nie potwierdzili podejrzeń o demoralizację, agresję, czy przywództwo w grupie. 

 

"Przyszli, by zabić". Proces oskarżonych o morderstwo

Rozprawa w sądzie rozpoczęła się dopiero w październiku 1998 r. Była to głośna sprawa budząca ogromne emocje w całej Polsce z uwagi na wysokie okrucieństwo i młody wiek sprawców, którzy na dodatek nie pochodzili z biednych domów. Prokuratura zwracała uwagę na Osę i jej rolę w całym "skoku". Miała dać znak, który zapoczątkował brutalne morderstwo i kradzież, a następnie zacierać ślady. Podczas procesu ogromne zainteresowanie Polaków budziły nie tylko zeznania i dowody, ale również zachowanie trójki oskarżonych. W oczy rzucał się na brak jakichkolwiek emocji, które mogłyby wskazywać na skruchę, żal, czy wyrzuty sumienia. 

W sądzie do winy przyznał się jedynie Marcin. Osa i Gołąb, a dokładniej ich adwokaci, do samego końca procesu twierdzili, że należy zmienić zarzuty z zabójstwa na rozbój. Według adwokatów Monika i Robert nie chcieli zabić Jolanty. 

W czasie procesu Osa zeznała, że nie była w pełni świadoma tego, co się dzieje, a jedynie bezrefleksyjnie wykonywała polecenia, które wydawał jej Yogi. Przyznała się do plądrowania firmy, ale nie czuła się odpowiedzialna za śmierć Brzozowskiej. Robert natomiast relacjonował, że w momencie realizowania planu był odurzony alkoholem i narkotykami, przez co nie zdawał sobie sprawy z tego, w czym bierze udział. Na dodatek twierdził, że nie wymierzył ani jednego ciosu w ciało Jolanty.

Proces zakończył się w marcu 1998 r. Sąd pierwszej instancji skazał Monikę, Roberta i Marcina na dożywocie. Sędzia Piotr Janiszewski nie miał wątpliwości co do winy niedoszłych maturzystów, nie uwierzył w tłumaczenia Osy i Gołębia o braku świadomości swoich czynów. Tym samym Monika stała się pierwszą kobietą w Polsce, która została skazana na dożywocie. W grudniu tego samego roku Sąd Apelacyjny utrzymał postanowienia Sądu pierwszej instancji, przez co wyrok stał się prawomocny. 

 

Monika "Osa" Osińska wychodzi z więzienia. Spędziła 27 lat za kratkami

Pierwsze próby o wcześniejsze zwolnienie Osy z więzienia podjął jej adwokat już w maju 2001 r. Złożył wówczas wniosek do Kancelarii Prezydenta RP o zmniejszenie wymiaru kary z dożywocia do 15 lat więzienia. Powołał się na młody wiek Moniki. 

Nie można młodocianego pozbawiać szansy powrotu do normalnego życia mimo potworności przypisanej mu zbrodni. Wiek jest jedynym argumentem za zastosowaniem łaski

- fragment wniosku.

Wniosek jednak odrzucono, twierdząc, że w przypadku tak poważnej zbrodni Monice nie przysługuje takie prawo. Tym bardziej że podczas odsiadki nie pogorszył się jej stan zdrowia, a jej sprawowania nie można określić jako dobre. O wcześniejsze zwolnienie Osa mogła ubiegać się dopiero po 25 latach, czyli od 2021 r. Upragnioną wolność Monice udało się odzyskać na początku tego roku. W marcu Osa została zwolniona z zakładu karnego. 

Sprawa brutalnego morderstwa z 1996 r. od początku wzbudzała ogromne zainteresowanie. Po latach ta ciekawość nie minęła. O Monice powstała książka "Historia na śmierć i życie" autorstwa Wojciecha Tochmana, który dokończył ją po śmierci pomysłodawczyni — dziennikarki Lidii Ostałowskiej. Premiera mała miejsce pod koniec czerwca 2023 roku. Osa niechętnie odpowiadała na pytania reporterów, jednak dla Lidii, a następnie dla Wojciecha zrobiła wyjątek i opowiedziała swoją wersję wydarzeń z 1996 r.

 
Więcej o: