Przez pomyłkę w klinice urodziła cudze dziecko. Po porodzie wyszło na jaw - poważnie chore

Monika i Łukasz Malinowcy nie mogli mieć dziecka, dlatego zdecydowali się na zapłodnienie in vitro. W klinice doszło do straszliwej pomyłki.

W 2014 roku zaczęła się historia rodziny, która nie ma na razie szczęśliwego zakończenia. Małżeństwo Malinowskich ze Szczecina opowiedziało o swoim dramacie przed kamerami programu ''UWAGA TVN''. Przez czyjąś pomyłkę w klinice w Policach mają teraz pod opieką córeczkę z poważną chorobą, a w opiece nad dzieckiem nikt im nie pomaga. Co gorsza ciągle nikt nie chce wyjaśnić przyczyn tej tragedii - dowiadujemy się z ''Dziennika Wschodniego''.

Na początku rodzice byli szczęśliwi, że będą mieć dziecko. Mała Hania urodziła się w 2014 roku. Jednak już po porodzie okazało się, że coś jest nie tak. Badania wykazały liczne nieprawidłowości w organizmie maleństwa. Dopiero po roku udało się uzyskać diagnozę - zespół Schinzela-Giediona. To rzadka choroba, którą może mieć około 70 dzieci na świecie - podaje ONET Szczecin.

Maluchy z tym schorzeniem rzadko dożywają zaawansowanego wieku, co gorsza, podobno bardzo cierpią.

Na profilu dziewczynki na Facebooku ''Przygody Hanki Firanki'' można śledzić szczegóły związane z jej codziennym życiem i dowiedzieć się, jak można pomóc w tej trudnej sytuacji.

Jak by tego było mało, całkiem przypadkiem matka dowiedziała się, że grupa krwi jej córki nie odpowiada tej jaką ma ona sama czy jej mąż. Okazało się, ze prawdopodobnie doszło do pomyłki w laboratorium i zostały podmienione komórki jajowe.

Rodzice złożyli zawiadomienie do prokuratury w Szczecinie jeszcze w sierpniu 2014 roku - i od tej pory sprawa nie ma końca. Po dochodzeniu profesora Jacka Różańskiego, rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie przed sądem lekarskim postawiono kierownika laboratorium, w którym doszło do pomyłki. Sprawa była przesyłana z sądu do sądu, lekarza nieprawomocnie uniewinniono.

Co gorsza, rodzinie nie zaoferował nikt wsparcia przy leczeniu chorego dziecka - ani szpital, ani ministerstwo nie zaangażowało się w pomoc. Ministerstwo po prostu zamknęło klinikę, w której doszło do pomyłki i obłożyło szpital karą.

A mała Hania wymaga niemal codziennej rehabilitacji i wielu leków. Do tej pory wylądowała już dwa razy na OIOM-ie - rodzice bali się, że już ja stracą. Ma napady padaczki, zdeformowane kości i chore serduszko. Nie może sama przełykać, więc trzeba ją karmić dojelitowo. Jej każdy dzień to walka.

Ojciec usłyszał od dyrekcji szpitala, że jest im przykro i ubolewają nad sytuacją. Bez ''przepraszam''.

Mimo tragicznych perypetii Malinowskim udało się postarać bez medycznej pomocy o własne dziecko - urodzila im sie córeczka Pola. Chcą też odnaleźć bilogiczną mamę Hani, na razie wysłali listy do grupy osób korzystających z usług kliniki.

Małej Hani można pomóc - np. przekazać 1 proc. podatku. W PICIE można wtedy wpisać KRS 0000382243, następnie w polu ''Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1 proc'' uzupełnić ''517 pomoc w leczeniu Hani Malinowskiej''.

Można też wysłać pieniądze fundacji Kawałek Nieba z Rumii. Ma tam specjalne konto o numerze 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374. W tytule wtedy trzeba wpisać: "517 pomoc w leczeniu Hani Malinowskiej".

Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny.
Jeśli jest jakaś historia, którą chcecie nam opowiedzieć i się nią podzielić z innymi - piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl