Shen Jie i Liu Xi zginęli w Nanjing w 2013 roku. Zanim doszło do tej tragedii zamrozili swoje komórki rozrodcze w nadzieji, że pewnego dnia będą mieć dziecko dzięki zabiegowi in-vitro. Czekały bezpiecznie w szpitalu.
Po ich śmierci rodzice pary stoczyli długą walkę sądową, by móc użyć zmarożonych embrionów. Udało im się i ich wnuk przyszedł na swiat w grudniu 2017 roku. Łatwo nie było - w Chinach nie mozna legalnie zatrudnić surogatki. Dziadkowie musieli pojechać do innego kraju - wybrali Laos.
Chłopczyk urodził się w mieście Guangzhou - podaje Independent. Ma na imię Tiantian albo ''Sweet'' (Słodziak). Rodzina niedawno obchodziła 100. dzień od jego urodzin - urządzili nawet z tego powodu małe przyjęcie.
Mama zmarłej Liu, Hu, powiedziała w rozmowie z Beijing News, że maluch ma oczy dokładnie takie jak jej córka, ale z urody przypomina swojego tatę.
Dziadkowie jeszcze nie wiedzą, jak powiedzą wnukowi dokładnie o sposobie dzięki któremu przyszedł na świat. Na razie chcą by wnuk myślał, że rodzice żyją za granicą. Mimo że początek jego życia wiąże się ze smutną historią, chcą by był szczęśliwy. I nie chcą ukrywać przed nim prawdy.
Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny.
Jeśli jest jakaś historia, którą chcecie nam opowiedzieć i się nią podzielić z innymi - piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl