W tym autobusie kobiety siedzą z tyłu. Dlaczego?

Nowy Jork, rok 2011. Kobieta wsiada do autobusu i zostaje poproszona, aby przesiadła się na tył.

Ta przedziwna sytuacja przydarzyła się Melissie Franchy. Kobieta wsiadła do autobusu linii B110 na Brooklynie i usadowiła się w pobliżu kierowcy. W środku panowała niezręczna cisza do momentu, aż Melissa została poproszona o przejście na koniec pojazdu, gdy autobus zaczął się zapełniać.

Mężczyźni, którzy dość obcesowo zasugerowali jej zmianę miejsca , byli chasydami i tłumaczyli kobiecie, że jedzie "prywatnym" i "żydowskim autobusem". A skoro tak, to musi przestrzegać obowiązujących zasad, czyli siedzieć tam, gdzie kobiety.

Dlaczego takie rzeczy dzieją się w jednym z największych miast świata. Wytłumaczenie jest dość banalne - linia B110 jeździ pomiędzy Williamsburgiem i Borough Park na Brooklynie, łącząc dwa główne ośrodki chasydzkie. I rzeczywiście jest linią prywatną, choć otwartą dla wszystkich. Aby uniknąć zakazanego przez religię kontaktu między kobietami i mężczyznami, te pierwsze zmuszone są podróżować z tyłu .

Prywatny przewoźnik, do którego należy B110, płaci miastu za możliwość świadczenia usług publicznych. Przemieszczać się linią mogą wszyscy, ale muszę przestrzegać zasad chasydów. Nie można nią też jeździć w ramach kart miejskich - każdego obowiązuje opłata w wysokości 2,5 dolara.

Gdzie jak gdzie, ale w Stanach Zjednoczonych kwestie dyskryminacji na tle rasy, wyznania czy płci są traktowane bardzo ostro. Betsy Herzog z nowojorskiej Komisji Praw Człowieka zainteresowała się sprawą i zachęca Melissę Franchy do złożenia skargi.

- Mamy zamiar sprawdzić, czy doszło do dyskryminacji, ponieważ to jest w Nowym Jorku niedozwolone. Jeśli tak rzeczywiście jest, to musi być to przerwane - powiedziała "The New York World".

Sprawa jest wciąż w toku.

Prezydent od kuchni. Takich zdjęć nie zobaczycie w telewizji [FOTO] >> >>

Trener osobisty przerzucił się fast-food w szczytnym celu. Po co? [ZDJĘCIA] >>

Więcej o: