Zobacz zdjęcia małego dobroczyńcy>>>
W przygotowaniu produktów i doborze składników na pożywny lunch pomogła mu mama, która także podwozi syna do ubogiej dzielnicy San Diego. Nie można jednak posądzać chłopca o bezrefleksyjne działanie pod przymusem. Zapytany o cel rozdawania dewocjonaliów, odpowiada:
- Chcemy, żeby Jezus ich chronił.
Mały apostoł, jak nazwali go dziennikarze, wyruszą ze swoją misją co środę po południowym nabożeństwie. Pod opieką mamy przemierza ulice biedy i zagląda do każdej bramy w poszukiwaniu potrzebujących.
- Kiedy ich zobaczył, powiedział, że musimy dać im coś zdrowego do zjedzenia, a ja zapytałam go, czy chciałby sam coś dla nich przyrządzić. ''Jasne!'' - odpowiedział - pani Piconi relacjonowała jak jej syn został dobroczyńcą.
Chłopiec działa charytatywnie już od roku, a od tego czasu jego apetyt na dobro wciąż rośnie. Pytany o to, kim chciałby zostać, odpowiada bez wahania: ''Papieżem''.
- Dominic wykazuje bardzo głęboką empatię. Kiedy patrzy na ludzi, naprawdę ich widzi. Przychodzi do mnie i mówi: ''Mamo, w każdej twarzy widzę Jezusa''. Nie może być zwykłym księdzem. Musi być papieżem - twierdzi jego matka.
A pamiętacie 4-letniego kaznodzieję? Kto jest słodszy: Kanon, który chce być pastorem jak tata, czy Dominic zostający papieżem dla mamy?