"Pan niczego nie kończy". Najlepsze "żarciki" Leszka Millera z debaty po expose

Prawdziwego Leszka Millera poznaje się po tym, jak rzuca bon motami.

Miller znany był niegdyś z ciętych ripost, jednak ostatnio chyba wypadł z formy. Swoje wystąpienie podczas debaty nad expose premiera rozpoczął odgrzewanym autocytatem:

Pan, stojąc na półmetku swojej rządowej drogi, ani niczego nie zaczyna, ANI NICZEGO NIE KOŃCZY.

Co ciekawe, sala zareagowała śmiechem, więc były premier rozkręcał się. Mówiąc o kryzysie, przywołał znaną nam wszystkim figurę namolnego gościa:

Z tego, co zrozumiałem z expose, kryzys nie puka do naszych drzwi. Jest już w przedpokoju. Powiesił płaszcz, założył kapcie i zaczyna czuć się jak u siebie w domu. Wyczuł słabość i beztroskę gospodarzy.

Po czym zdumiewająco połączył w jednym zdaniu dwie metafory:

Gospodarze zostawili drzwi otwarte, przekonani, że nie trzeba wiele robić, żeby wysokie fale same ominęły zieloną wyspę.

Miller postanowił się trzymać się motywu wyspy i ujawnił, co latami ukrywała przed nami władza:

Okazało się jednak, że nie jesteśmy zieloną wyspą. Co więcej - że w ogóle nie jesteśmy wyspą. Aż dziw bierze, że ta banalna prawda była tak długo więziona w rządowych gabinetach.

Wystąpienie trwało, ciąg dowcipów wydawał się nie mieć końca:

Rząd napinał mięśnie i zapewniał, że jesteśmy dobrze przygotowani do nadejścia drugiej fali kryzysu. Okazuje się, że owo dobre przygotowanie to trzy warianty budżetu: zły, gorszy i jeszcze gorszy.

Jeden z posłów zaczął oklaskiwać przemówienie szefa klubu SLD, ale bez przekonania.

Albo mocniej, albo wcale - upomniał Miller

Śmiali się wszyscy bez wyjątku. I na koniec jeszcze jedna kryzysowa przenośnia. Tym razem w formie ludowej mądrości:

Z kryzysem jak z koniem- nie warto się kopać. Trzeba jednak go okiełznać.

TOP 5 smsów, które wstrząsnęły polską sceną polityczną >>

TOP 10 niepoprawnych politycznie żartów księcia Filipa>>>

Więcej o: