Samolot British Airlines wypełnił się okrzykami przerażenia. Był wtedy w połowie drogi między Miami a Heathrow, ponad dziesięć kilometrów nad poziomem Atlantyku.
- Myślałem, że wszyscy umrzemy - wspomina pasażer z Edynburga.
Szybko okazało się jednak, że alarm był fałszywy . Załoga poinformowała pasażerów, że komunikat został odtworzony przez przypadek i nic nie zagraża ich bezpieczeństwu.
- Moja żona płakała, a pasażerowie wkoło krzyczeli wniebogłosy. Wtedy puścili komunikat mówiący, żebyśmy po prostu zignorowali ostrzeżenia - opowiadał jeden z pasażerów.
Po wylądowaniu na Heathrow pasażerom wręczono listy z przeprosinami. Dopiero z niego dowiedzieli się, że za najgorsze doświadczenie w ich życiu wywołał guzik omyłkowo wciśnięty przez pilota.