Zaczęło się od Sina Weibo , czyli chińskiego odpowiednika Twittera. Powołując się na "godne zaufania źródła" jego użytkownicy pisali, że Kim Dzong Un został zamordowany w północnokoreańskiej ambasadzie w Pekinie.
Kto rozpuścił plotkę? O niepokojących wieściach jako pierwszy napisał Hucaihe, pekińczyk mieszkający w sąsiedztwie koreańskiej ambasady. W piątek zauważył, że w pobliżu budynku w krótkim czasie zjechało się wiele aut:
"Jest ich już 30. Pierwszy raz widzę taką sytuację, czy coś się się stało w Korei?"
Jego wpis przekazano prawie 12 tysięcy razy . To aż nadto, żeby plotka wymknęła się spod kontroli. Niebawem na chińskim Twitterze rozpoczęły się spekulacje: czy dokonano zamachu na Kim Dzong Una? Kto to zrobił?
W następnym kroku tej zabawy w głuchy telefon to, co było domysłem przemieniło się w niezbity dowód. Jeden z użytkowników Sina Weibo obwieścił znajomym, że:
Zgodnie z wiarygodnymi źródłami, przywódca Północnej Korei został zabity w Pekinie 10. lutego o 14.45. Niezidentyfikowani osobnicy włamali się do jego rezydencji zastrzelili go, a następnie sami zostali zabici przez ochroniarza.
Właśnie w tej postaci plotka przedostała się poza chińskie granice. Wpis trafił na amerykański serwis Gawker , który mimo wątpliwości co do "wiarygodnych źródeł" puścił go dalej w świat.
Przez cały piątek śmierć Kim Dzong Una była jednym z najpopularniejszych tematów na Twitterze. Atmosferę podgrzał wpis na fałszywym koncie BBC, które podało "łamiącą wiadomość": "Kim Dzong Un zabity. Szczegóły wkrótce" .
Spekulacje uciął dopiero amerykański wywiad, który, jak podaje CNN, nie znalazł żadnych dowodów wskazujących na to, że przywódcy Północnej Korei stało się coś złego.
Nie wierzymy, że to prawda. W tym wypadku po prostu nie mamy żadnych dowodów, ale z tą społecznością nie można być niczego pewnym na 100%