Jeden z drwali - jak twierdzi - podążał za kilkoma yeti. Myślał, że to kilka osób ubranych w płaszcze. Gdy się do nich zbliżył, zaczął krzyczeć: "potrzebujecie pomocy?". Wtedy nagle wstali i zaczęli uciekać do lasu. Dopiero wtedy spostrzegł, że nieznajomi byli w całości pokryci futrem.
"To nie mogły być niedźwiedzie, bo one biegają na czterech łapach. Oni biegli na dwóch. I w mgnieniu oka zniknęli między drzewami."
Inny świadek, rybak, zaobserwował grupę yeti na brzegu rzeki.
Trzeci przypadek zauważenia yeti miał z kolei miejsce w parku narodowym. Jak powiedział zarządzający nim Sergiej Adljakow: Zdaniem Igora Bircewa, szefa Międzynarodowego Centrum Badania Hominidów - organizacji zajmującej się poszukiwaniem kryptyd takich jak yeti czy sasquatch - opisy płynące z Syberii są "znaczące" i nie powinny być ignorowane. Jego zdaniem, w obwodzie kemerowskim żyje około 30 Yeti.