Na facebookowej stronie ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina pojawił się wczoraj print screen z dołączoną informacją:
Facebook zaczął wymagać od administratorów fanowskich stron opłat za promowanie ukazujących się na nich wiadomości i ograniczył ich widoczność. W konsekwencji tylko 10% spośród Was będzie mogło zobaczyć to, co publikujemy na naszym fanpage'u. Aby nadal móc oglądać nasze wpisy i dowiadywać się nowych, ciekawych rzeczy, wystarczy dodać nas do listy zainteresowań. Oto, jak to zrobić. Wejdźcie na stronę naszego fanpage'u i kliknijcie w znaczek LUBIĘ TO. Po rozwinięciu listy należy wybrać opcję "Dodaj do listy zainteresowań". Facebook uprzedza, że jeśli tego nie zrobicie, wszelkie publikowane informacje ze stron, które chcecie śledzić, przestaną się Wam wyświetlać na Waszej tablicy głównej.
Rzecz jasna, treść łańcuszka jest bzdurą. Jak zaznacza Grzegorz Pietrzak z firmy Olimp - dodanie do listy zainteresowań sprawi, że... strona pojawi się na liście zainteresowań. I tyle. Będzie można na taką listę wejść i przeglądać, co się dzieje na stronach, które do niej dodaliśmy. Nie wpłynie to jednak na częstotliwość wyświetleń na tablicy poszczególnych użytkowników.
Internauci wyśmiali także fakt, że na zrzucie ekranu z Facebooka... widać dosłownie wszystko. To, jakiej przeglądarki używa się w biurze Gowina, kto publikuje za niego posty na fanpage'u (wygląda na to, że jest to Katarzyna Zawada, szefowa jego biura), oraz wyniki wyszukiwania o treści "jak zrobić print screeny"...
Obrazek został już usunięty ze strony ministra. Na przyszłość życzymy ostrożniejszej weryfikacji treści internetowych łańcuszków i nie ujawniania tego, czego szuka się w sieci.
Szukasz więcej tego typu wiadomości? Sprawdź nasz profil na Facebooku! >>