Do domu księżnej Kate przyjechała straż pożarna. Ale nie chodziło o "Royal Baby"

Cały świat z coraz bardziej niecierpliwie oczekuje upragnionego królewskiego potomka, więc gdy do Bucklebury Manor, w którym obecnie przebywa na sygnale przyjechała straż pożarna, postawiło to na nogi prasę na Wyspach. Okazało się jednak, że to był zupełnie inny rodzaj alarmu.

Księżna przebywa obecnie rodzinnej posiadłości, gdzie spokojnie oczekuje na pierwsze oznaki zbliżającego się rozwiązania. Jednak nocna akcja strażaków nie miała nic wspólnego z ciążą żony księcia Williama. Sprawcą zamieszania był pies księżnej, cocker spaniel Lupo, który... zaklinował się w płocie.

Zgłoszenia dokonano wczoraj o 17.47 czasu lokalnego, a do akcji ratunkowej wysłano jedną ekipę straży pożarnej. Oczywiście jej przyjazd zauważyli koczujący pod bramami posiadłości dziennikarze i paparazzi.

Jednak na szczęście sprawa nie okazała się poważna, rzecznik Straży Pożarnej z Berkshire potwierdził, że chodziło tylko o uratowanie pieska. Zgodnie z jego słowami nic poważnego się nie stało, a rodzina księżnej uwolniła czworonoga jeszcze zanim na miejsce przyjechali strażacy.

Mamy nadzieję, że cała sytuacja nie przysporzyła księżnej zbyt wielu zmartwień. Tym bardziej, że poród może rozpocząć się w każdej chwili. Pod szpitalem St. Mary's w Londynie, już od tygodnia czekają stanowiska dla reporterów i gromadzą się kibicujący szczęśliwemu rozwiązaniu Brytyjczycy.

ZOBACZCIE ZDJĘCIA SPOD SZPITALA >>>

Więcej o: