62-letni John Saunders został zatrudniony przez właścicielkę posiadłości South Brodway Manor, żeby opiekować się domem i pilnować wartego ponad 100 tysięcy dolarów zapasu stuletniej whiskey. Jednak okazało się, że nie był to najlepszy pracownik. W ciągu roku wypił 52 butelki tego cennego alkoholu.
Gdy Patricia Hill kupiła stary dom chciała go przebudować na zajazd, więc zleciła remont. Podczas prac ekipa budowlana znalazła 104 butelki Old Farm Pure Rye Whiskey ukrytej w skrytce pod schodami jeszcze w czasach prohibicji. Właścicielka zostawiła je w tym samym miejscu i poprosiła Saundersa, żeby opiekował się znaleziskiem.
Jednak gdy po roku właścicielka sprawdziła stan cennego znaleziska, okazało się że połowa butelek została opróżniona. Po kilkumiesięcznym dochodzeniu Hill wniosła zarzuty przeciwko pracownikowi, którego DNA zostało znalezione na pustych butelkach. Saunders zaprzecza, że wypił alkohol. Stwierdził, że tak stara whiskey na pewno nie mogła być dobra.
Teraz kobieta planuje oddać historyczne znalezisko do muzeum.