Gosio całowany w szyję, czyli ostatnia noc w Sejmie

Ostatnie pamiątkowe zdjęcia, odkręcanie z ław tabliczek z nazwiskami, a potem całonocna impreza. W noc po samorozwiązaniu Sejmu w hotelu poselskim do świtu rozbrzmiewały śpiewy bankietujących posłów. Najtłoczniej było w legendarnym "barze za kratą", a największym towarzyskim powodzeniem cieszył się minister Przemysław Gosiewski.

- Chór lekko już zachrypniętych głosów płynie przez otwarte okno hotelu poselskiego razem ze smugami tytoniowego dymu. Za oknem cieplutka noc. W pokoju wręcz gorąco: prawie 10 mężczyzn na 15 metrach kwadratowych: dwóch z Platformy, reszta z PiS. - Trochę jak w akademiku, co? - pisowski poseł z Wybrzeża, już bez krawata i jednego buta, częstuje dietetycznymi wafelkami - tak imprezę w jednym z poselskich pokoi opisują reporterzy "Dużego Formatu", którym udało się dostać na jedną z poselskich imprez.

W wieczór po głosowaniu nad samorozwiązaniem najbardziej poszukiwanym towarem w Sejmie był alkohol. - Gdy dziennikarze oczekiwali na konferencje prasowe marszałka Sejmu i premiera po głosowaniu nad skróceniem kadencji, wielu posłów wybrało już okolice... sejmowej kaplicy. Nie, bynajmniej nie po to, żeby modlić się o pomyślność w wyborach 21 października. Po prostu kolejka do jedynego w Sejmie sklepu z alkoholem była tak długa, że kończyła się tuż przed jej drzwiami - relacjonuje "Dziennik".

Najwytrwalsi trafili "za kratę"

Nie wszyscy bawili się w zaciszu hotelowych pokoi. Wielu wybrało popularne sejmowe lokale. Przed północą największym powodzeniem cieszyła się restauracja Hawełka. Później zabawa przeniosła się do restauracji w Nowym Domu Poselskim. - Dwa przeciwległe kąty okupowali przedstawiciele największych klubów. W jednym suto zakrapiana kolacja posłów PO. Prym wiódł tam Zbigniew Chlebowski. Przy drugim stole gwiazdą był Karol Karski z PiS. Tego samego dnia został wiceszefem MSZ. Kilkanaście dni temu brał ślub. Powodów do świętowania nie brakowało - opisuje "Dziennik".

Najwytrwalsi posłowie mieli się udać do słynnego "baru za kratą". To według gazety kultowe miejsce topienia smutków i oblewania parlamentarnych sukcesów. Posłowie czują się w nim szczególnie swobodnie dzięki zakazowi wstępu dla fotoreporterów i ekip telewizyjnych. Stąd też wyjątkowo łatwo trafić do pokoju hotelowego. Bar mieści się bowiem tuż przy schodach prowadzących na piętro hotelu poselskiego. - Zamów pięć piw - zachęcał były minister gospodarki morskiej Rafał Wiechecki swojego kolegę klubowego Bogusława Sobczaka, gdy już trafili do "baru za kratą" - czytamy w gazecie.

Jak adorowali Gosiewskiego

Nie obeszło się oczywiście bez chóralnego wykonania bankietowych standardów, jak "Hej sokoły", czy "Czarne oczy". O 2.30 na imprezie pojawił się Przemysław Gosiewski i od razu stał się jej gwiazdą. - Zgromadzeni w "barze za kratą" posłowie jego pojawienie się przyjeli entuzjastycznie. Zgodnym chórem zaintonowali: "Przemek Gosiewski naszym przyjacielem jest" - opisuje przybycie wicepremiera "Rzeczpospolita". Według "Dziennika" wicepremiera szczególnie adorowali Mieczysław Aszkiełowicz z Samoobrony i Krzysztof Grzegorek z PO. Aszkiełowicz przytulał Gosiewskiego, a nawet całował go w kark.

Liderzy PO na imprezę wybrali bardziej zaciszne miejsce niedaleko Teatru Buffo. Zabawa była jednak krótka. Reporterzy gazety twierdzą, że do domu poselskiego wrócili około pierwszej w nocy. Posłowie SLD urządzili swój bankiet z dala od Sejmu. - Wiemy gdzie się bawić, by potem media nas nie znalazły - przyznał anonimowy poseł lewicy.

Więcej o: