- Podejrzewaliśmy, że to tlenek węgla albo inny trujący gaz - mówili wezwani na miejsce strażacy. Ale to nie był gaz. To były perfumy, które rozpyliła jedna z pracownic bankowego call center w Teksasie.
- W sumie poszkodowanych zostało prawie 150 osób, z czego 34 hospitalizowano. Dwunastu pracowników trzeba było przewieźć do szpitala karetkami. Wszyscy skarżyli się na zawroty głowy i problemy z oddychaniem - to relacja rzeczniczki pogotowia.
Niewielki flakonik perfum i 150 zatrutych. Myślicie, że to podejrzana sprawa? I macie rację. - Incydent zaczął się od dwóch osób, które miały zawroty głowy, gdy tuż obok nich kobieta rozpyliła perfumy. Pozostali chorzy zgłosili się, kiedy przez radiowęzeł podano, że wszyscy z podobnymi symptomami mają opuścić budynek - wyjaśnił jeden ze strażaków. Okazało się, że chętnych do wyjścia jest stu pięćdziesięciu.
POLECAMY TEŻ: