Udawała, że ma raka, żeby... pojechać do Disneylandu

Ohydne oszustwo.

23-letnia kobieta pochodząca z Toronto przyznała, że chociaż założyła fundacje zbierającą pieniądze na swoje wyleczenie w rzeczywistości... nie była chora . Ashley Anne Kirilow dokładnie przygotowała się do swojej roli. Ogoliła sobie głowę i brwi, wyrwała rzęsy a nawet odchudziła tak, żeby wyglądać na chorą przechodzącą chemioterapię. Ubierała się tak, żeby podkreślać swoją wychudzoną sylwetkę i bladą skórę. Na dłoniach wytatuowała sobie napis ''Nie poddam się''.

Kilka organizacji charytatywnych zbierało dla niej pieniądze od ludzi przekonanych, że pomaga umierającej. Była strona na Facebooku z 5 tysiącami fanów, koncerty charytatywne . Udało jej się przekonać organizację Skate4Cancer, żeby ufundowała jej wycieczkę do Disneylandu - jej ''ostatnie marzenie''. Razem uzbierała około 19 tys. dolarów.

Okazało się, że prowadzona przez nią organizacja charytatywna nigdy nie została zarejestrowana. Sprawa wyszła na jaw, gdy z dwójką wolontariuszy zaangażowanych w zbieranie pieniędzy dla Kirilow skontaktował się jej ojciec. Twierdził, że jego córka nigdy nie miała raka.

W końcu Kirilow przyznała, że jej choroba była wielkim oszustwem i przeprosiła. Jak tłumaczyła, cała historia zaczęła się w 2008 roku, kiedy wykryto u niej guzka piersi. Okazało się, że był łagodny, ale pewnego wieczoru ''gdy miała zły humor'' założyła grupę na Facebooku, gdzie napisała, że ma raka i zbiera pieniądze na leczenie. Wymknęło jej się spod kontroli. Napisała z wyjaśnieniami do gazety The Star.

doro

ZAPRASZAMY NA DESER.PL || FACEBOOK

Więcej o: