Kłopoty zaczęły się od odważnych zdjęć na Facebooku. Marine Le Pen - nowa przywódczyni prawicowego Frontu Narodowego - wydrukowała je na jedną ze swoich konferencji prasowych, wymachując nimi i mówiąc: - Oto ambasador! Zastanawiałam się przez moment, czy reklamuje bieliznę Eminence, czy to prawdziwy przedstawiciel naszego kraju w Tunezji. Potem nastąpiły wypowiedzi wzywające go do odejścia, w imię 'honoru i godności Francuzów i Tunezyjczyków'.
Temat przystojnego dyplomaty szybko podchwyciły media - pisząc m.in o tym, że ma 'zabójczą klatę' - w co możemy bez większego problemu uwierzyć. Teraz - dla odmiany - Borisowi udało się rozpętać pod swoimi oknami własną, miniaturową rewolucję. Wystarczył mu do tego jeden wywiad.
Boillon zaprosił na uroczysty posiłek tunezyjskich dziennikarzy, aby - jak napisał w zaproszeniu - 'zapisać nową kartę w obopólnych relacjach, do czego potrzebny jest nowy styl i nowe podejście'. Kilka godzin później zaprezentował, jak wygląda 'nowe podejście' w jego wykonaniu. Wystarczyło kilka niewygodnych pytań o politykę zagraniczną Francji względem Tunezji.
Ambasador z minuty na minutę robił się coraz bardziej zdenerwowany. W końcu wykrzyknął w stronę jednego z dziennikarzy: - Myślisz, że będę odpowiadał na te idiotyczne insynuacje? Gdy pojawiło się pytanie o jego krótki staż w korpusie dyplomatycznym , Francuz odrzekł: - To nieważne. Pod koniec spotkania natomiast, Boillon ostrym tonem powiedział: - Jestem tutaj, aby szukać nowych rozwiązań, więc nie próbujcie zapędzić mnie w kozi róg tymi insynuacjami. Myślicie, że przejdę na wasz poziom? Myślicie, że mnie to zainteresuje?
Po tej niezwykle wyważonej wypowiedzi , ambasador po prostu wyszedł ze spotkania. Gdy pod jego siedzibą zaczęły się protesty, wypowiedział się w płynnym arabskim:
- Jeżeli moja wypowiedź została uznana przez dziennikarzy i Tunezyjczyków za niekulturalną, jest mi szalenie przykro, i chcę złożyć na ich ręce moje najszczersze przeprosiny.
Boris Boillon w trakcie przeprosin. (fot. Reuters)
Niestety, jak na razie nie zapowiada się, aby lud Tunezji gładko przełknął te krótkie przeprosiny. Pod ambasadą przystojnego Francuza nadal pojawia się protestujący tłum, a jego profil na Facebooku zapełniają komentarze od rozwścieczonych internautów. Na razie jednak nic nie wskazuje na to, żeby Francja planowała go z tego arabskiego kraju wycofać.
Jesteśmy pełni podziwu - nie spodziewaliśmy się, że w polityce zagranicznej ktoś może być skuteczniejszy od Anny Fotygi . Ale Boillon dał radę - w końcu jest młody, piękny i bogaty. Świat stoi przed nim otworem. A byle dziennikarzynie z podrzędnego kraju nie pozwoli na trudne pytania. W końcu stoi na wyższym poziomie.