Już w pierwszych minutach przelotu z Gwadelupy na karaibską wyspę Saint Martin rabuś zamknął się w pokładowej toalecie, z talentem symulując poważną niedyspozycję żołądkową . Większość podróży spędził w środku i pracowicie demontował panele podłogi, które oddzielały go od fortuny.
Dobrze wiedział co robi - wśród bagaży znajdowały się torby zawierające w sumie ponad 1.5 mln USD . Jak zeznali jego współpasażerowie, niedługo przed lądowaniem złodziej poprosił, aby na płycie lotniska czekał na niego ambulans .
W ten sposób, wciąż udając straszliwe konwulsje, wyjechał z terenu lotniska na sygnale i uniknął kontroli celnej. Oczywiście w odpowiednim momencie nagle ozdrowiał i uciekł. Jak na razie pozostaje nieuchwytny. Bez dwóch zdań - to była całkiem pomysłowa akcja.
Chcesz poznać więcej nietypowych historii kradzieży? Zobacz rozbój w wykonaniu egipskiej mumii >>