Stefan i Erika Svanstorm postanowili ruszyć w swoją wymarzoną podróż dnia 6 grudnia 2010 roku. Przesiadali się w Monachium, gdzie natknęli się na poważne opady śniegu - te same, które szalały także w Polsce. Gdy przeczekali je na lotnisku, udali się wprost do Australii.
Wybór padł na miasto Cairns. Niestety, kilka godzin później uderzył w nie jeden z najgroźniejszych cyklonów w historii kraju. Młoda para wraz ze swoją małą córeczką musiała przeczekać 24 godziny w pomieszczeniach centrum handlowego, wraz z 2,5 tys. innych uciekinierów.
Szwedzi postanowili udać się do Brisbane - tam dopadła ich powódź. Zmęczona już para przejechała zatem pół kraju do Perth. Tam dla odmiany natknęli się na szalejące pożary buszu. W takiej sytuacji naturalnym wyborem wydała im się Nowa Zelandia. Wybór padł na urokliwe miasto Christchurch. Tutaj w zasadzie też wszystko odbyło się bez niespodzianek - oczywiście pechowa para trafiła na potężne trzęsienie ziemi , które nawiedziło ten kraj 22 lutego.
Jak powiedział pan Svanstorm:
Miasto wyglądało jak strefa wojny. Nie było sensu tam zostawać, więc udaliśmy się w wycieczkę po okolicy, a potem ruszyliśmy do Japonii.
Tam dopadła ich ostatnia katastrofa - ostatnie wielkie trzęsienie ziemi i fala tsunami ( zdjęcia >> ). Przeczekali to wszystko w Tokio , obserwując chwiejące się budynki i czekając na otwarcie lotnisk. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, polecieli do Chin. Tam (na szczęście) nie czekała już na nich żadna niespodzianka.
Młodzi postanowili wypowiedzieć się na temat całego zdarzenia:
Wiemy, że małżeństwa muszą przetrwać kilka prób, ale nam udało się przejść ich naprawdę dużo. Przeżyliśmy ilość katastrof przewyższającą średnią wśród innych par, ale najważniejsze jest to, że jesteśmy razem i czujemy się szczęśliwi.
I to jest podejście, które nam się bardzo podoba.