Wspólnie usiedli na ławce, po czym detektyw powiedział bezdomnemu, że jego brat zapisał mu w testamencie znaczną kwotę. Odmówił podania jej wysokości, ale zapewniał, że już nigdy nie będzie musiał tułać się po mieście.
- Nie będziesz już musiał żyć na ulicy ani w opuszczonych hangarach. Będziesz mógł prowadzić normalne życie, będziesz w stanie kupić sobie dom, ubranie, jedzenie, zapewnić sobie opiekę lekarską - powiedział mu Lundberg.
Detektyw został zatrudniony przez firmę prawniczą z Nowego Yorku należącą do rodziny Melitzera. Jej członkowie chcą zachować anonimowość. Wiadomo tylko, że wkrótce spotkają się z Malitzerem w Salt Lake City.
Malitzer był bezdomnym przez cztery lata . Kilka miesięcy temu nawiązał korespondencję z rodziną. Dostał od nich numer telefonu, ale nigdy z niego nei skorzystał.
- On wciąż jest w szoku. To przyszło znienacka. On jest naprawdę łagodnym gościem po sześćdziesiątce, bardzo delikatnym i o wiele bardziej elokwentnym niż można by się spodziewać po kimś o jego pozycji - mówił o szczęśliwym spadkobiercy Lundberg.
Na razie Malitzer nie chce rozmawiać z mediami, ale podobno będzie rozmawiał z członkami rodziny o możliwości zorganizowania konferencji prasowej w przyszłym tygodniu. O panu Malitzerze na pewno jeszcze usłyszymy.