Do feralnego zdarzenia doszło w nocy z 12 na 13 czerwca 2020 roku we Wrocławiu. Vlad Schur miał spędzić ten wieczór ze znajomymi, bawiąc się na mieście. 24-letni Ukrainiec wyszedł z domu w piątek wieczorem i poszedł na imprezę. Ostatni raz widziano go kolejnego dnia około godziny 11 rano. Portal wroclaw.naszemiasto.pl pisze, że Vlad był wówczas nad Odrą, a dokładnie w okolicach wyspy Tamka. Tam zostawił też swoje rzeczy.
Vlada szukały nie tylko służby, ale także jego przyjaciele. Sprawa szybko obiegła media społecznościowe. Komentujący wskazywali, że młody chłopak prawdopodobnie wskoczył do wody, aby się schłodzić. Pojawiły się również informację, że osobę podobną do Vlada widziano we Wrocławiu na Nadodrzu i że mężczyzna ten nie miał na sobie butów. Okazało się jednak, że doniesienia te były fałszywe.
Czas mijał, ale nikomu nie udało się ustalić, co stało się z Vladem. Nadzieje na to, że uda się go odnaleźć, zaczęły maleć. Do Wrocławia przyjechali rodzice 24-latka, którzy na co dzień mieszkają w Ukrainie. Potwierdzili, że na nagraniach z monitoringu, do których dotarła policja, widać ich syna. Wideo przedstawiało młodego mężczyznę, który znajdował się w wodzie, ale nagle w niej znikął. Vlad zostawił na brzegu swoje rzeczy osobiste, w tym portfel oraz buty.
Płetwonurkowie szukali ciała Vlada na dnie Odry już w czerwcu, ale bez skutków. W sierpniu znów przeczesano rzekę. W akcji wzięła udział wrocławska policja oraz Dolnośląskie Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Użycie sonaru również nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.
Z doniesień "Gazety Wyborczej" wynika, że płetwonurkowie i służby ratownictwa wodnego pracowały przy Odrze także 13 grudnia 2022 roku.
- Poszukiwania zaginionego mężczyzny trwają od ponad dwóch lat. Wracamy regularnie w miejsca, w których ostatni raz był widziany - powiedział dziennikowi mł. asp. Aleksandra Freus z KMP we Wrocławiu.