40-letni Matthew Taylor Coleman był właścicielem szkoły surfingowej w Santa Barbara w Kalifornii i wiódł, jak mogło się wydawać, normalne i szczęśliwe życie. U swego boku miał żonę Abby Coleman i dwójkę dzieci - 10-miesięczną córkę Roxy i dwuletniego syna Kaleo. Patrząc na rodzinne zdjęcia Colemanów, aż trudno uwierzyć, że ta sama osoba mogła dopuścić się tak strasznego czynu, jak zabójstwo najbliższych osób.
Jak podaje Biuro Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych, 7 sierpnia 2021 roku Abby Coleman zgłosiła policji, że jej mąż oraz dzieci zaginęły. Zrobiła to, gdy zauważyła, że przed jej domem nie ma jej samochodu. Matthew nie mówił jej wcześniej, że zamierza zabrać gdzieś dzieci, dlatego nabrała podejrzeń. Martwiły ją także dziecięce foteliki, które Matthew zostawił w domu.
Kilka dni po zgłoszeniu sprawy na policję okazało się, że 40-latek popełnił okropną zbrodnię poza granicami USA, a dokładnie w meksykańskim mieście Rosarito. 9 sierpnia 2021 roku został zatrzymany przez służby celne na przejściu granicznym. Tego dnia wczesnym rankiem Abby wymieniła kilka SMS-ów z mężem i prosiła go o zaopiekowanie się dziećmi, nie wiedząc jeszcze, że te już nie żyją.
Po zatrzymaniu na granicy Matthew Taylor Coleman został przesłuchany. Jak podaje portal CBS News, podczas rozmowy z FBI mężczyzna przyznał się do tego, że zabrał dwójkę dzieci do Rosarito w Meksyku, gdzie zadźgał córkę i syna przy użyciu harpuna, czyli broni do łowiectwa podwodnego. Dlaczego to zrobił? Z dokumentacji sądowej wynika, że Matthew wierzył, że jego dzieci wyrosną na potwory i zabił je, żeby "ratować świat".
Coleman wyjaśnił, że został oświecony przez QAnon i teorie spiskowe Illuminati, a także, że miał wizje i widział znaki ujawniające, że jego żona ma DNA węża i przekazała je swoim dzieciom
- powiedziała dziennikarzom agentka specjalna Jennifer Bannon, której słowa cytuje "The New Jork Times".
Podczas śledztwa wyszło na jaw, że Abby Coleman i jej mąż czytali o QAnon z czystej ciekawości, lecz w pewnym momencie Matthew wpadł w paranoję. Gazeta "The San Diego Union-Tribune" informuje, że mężczyzna zaczął wierzyć, że jego żona jest reptilianką, a swoje "wężowe DNA" przekazała dzieciom. Reptilianie to fikcyjny gatunek humanoidalnych gadów, wykreowany przez twórców fantasy, który został spopularyzowany przez zwolenników teorii spiskowych. Uważają oni, że reptilianie są rzeczywistymi istotami żyjącymi na Ziemi. Wierzył w to również Coleman.
Po tym, jak Matthew zabrał dzieci w podróż, na niecałe dwa dni zatrzymał się z nimi w hotelu w Rosarito. Portal people.com podaje, że gdy policjanci tam dotarli, znaleźli coś niepokojącego - w pokoju hotelowym na stole stały dwa pluszowe misie oparte o portret rodzinny, a obok leżała Biblia otwarta na Psalmie 127. Śledczy ustalili, że po pobycie w hotelu Matthew zabrał dzieci na pobliskie ranczo, gdzie je zamordował, a ciała porzucił w rowie. Zwłoki zostały znalezione przez lokalnego rolnika.
Mężczyźnie postawiono zarzut morderstwa pierwszego stopnia na obywatelach Stanów Zjednoczonych za granicą. Zgodnie z prawem zarzuty te umożliwiały prokuratorowi domagania się kary śmierci dla Colemana. Taka decyzja jednak nie zapadła.
Stany Zjednoczone Ameryki nie będą ubiegać się o karę śmierci dla oskarżonego
- napisał prokurator Randy Grossman w oświadczeniu sądowym.
Wyroki skazujące na śmierć są w Stanach Zjednoczonych bardzo rzadkie. Od 1927 roku takich egzekucji na szczeblu federalnym wykonano tylko 50. Matthew Coleman został skazany na dożywocie oraz grzywnę finansową w wysokości 250 tys. dolarów.