Policja i prokuratura niemal natychmiast wiedziała, kto stał za wypadkiem, do którego doszło 17 czerwca 2004 roku w lesie niedaleko miejscowości Wodzierady. To wioska położona około 25 kilometrów od Łodzi. I to tam straż i pozostałe służby zastały doszczętnie zniszczonego seata oraz kobietę z bardzo poważnymi oparzeniami.
Zaalarmował nas kierowca z pobliskiego Józefowa, który przejechał obok płonącego pojazdu
- wspominał strażak Jarosław Łukomiak, którego słowa przytacza portal lodz.naszemiasto.pl. Wiele wskazuje na to, że ten sam mężczyzna był kluczowym świadkiem, dzięki któremu Gabriel trafił za kraty.
To niezwykle ciekawa, a zarazem bolesna historia życia skazanego na dożywotnie więzienie człowieka. Autobiografia ta jest również świadectwem nawrócenia, pięknym dowodem na to, że łaska Boża działa wszędzie, gdzie tylko człowiek otwiera na nią serce, nawet więzienne mury nie stanowią przeszkody, aby odnaleźć Księcia Pokoju
- czytamy okładce książki autorstwa Gabriela Sz. Napisał ją w więzieniu. Podobnie jak dwie inne książki i 11 tomików poezji - informuje portal NaTemat.pl.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Prokuratura Rejonowa w Łasku twierdzi, że Sz. miał wszystko zaplanowane co do minuty. Feralnego dnia poinformował żonę, że jest zainteresowany kupnem działki pod nieruchomość. Umówił się z nią, by tego konkretnego dnia pojechali wspólnie ją obejrzeć. Na miejsce zbrodni wybrał drogę z Wodzierad do Leśnicy.
Wcześniej poinformował pracowników, że tego dnia nie będzie go w siedzibie firmy, bo rusza na targi do Poznania. Znalazł też ogłoszenie kupna samochodu.
Mąż Elizy za tysiąc złotych kupił na fałszywe nazwisko poloneza trucka
- zdradzili policjanci zajmujący się sprawą, cytowani przez portal crime.pl. Zakupu miał dokonać 16 czerwca, czego dowodzi sporządzona wówczas umowa. Dane na dokumencie były jednak sfałszowane.
To właśnie w tym aucie siedział Gabriel, czekając na przyjazd żony. Polonez, którym się poruszał, miał zdjęte tablice rejestracyjne. Gdy tylko Eliza pojawiła się na miejscu o ustalonej godzinie, ruszył za nią, a następnie zepchnął ją z drogi. Samochód kobiety zatrzymał się na przydrożnym drzewie, jednak kierowczyni nie zmarła od razu. Gabriel wziął ze swojego auta butlę z gazem oraz benzyną i podpalił pojazd z kobietą w środku.
Okoliczności wypadku dość dokładnie opisał prokuraturze świadek, który w dniu tragedii był na miejscu zdarzenia. Mowa o koledze Gabriela Sz., który pojawił się tam na prośbę mężczyzny. Z relacji mediów wynika, że przyznał się prokuratorowi do chęci pomocy w wyłudzeniu odszkodowania. Sz. miał się umówić z kolegą, że ten zapewni mu alibi, a po wszystkim odwiezie go do domu. Nie wiadomo, co stało się po podpaleniu seata z Elizą w środku, bo świadek odjechał z miejsca zdarzenia w obawie o własne życie.
Gdy na miejsce przyjechała straż pożarna, Eliza Sz. jeszcze żyła.
Kiedy zaczęliśmy gaszenie, nie wiedzieliśmy, czy ktoś jest w środku, bo ogień zasłaniał widoczność. Zajęły się nawet drzewa w sąsiedztwie. Dopiero po chwili zauważyliśmy kobietę leżącą po drugiej stronie rowu. Prosiła, żeby nie polewać jej wodą. Przykryliśmy ją mundurem. Wołała: 'Gdzie jest mój mąż, gdzie mój mąż?'
- powiedział strażak Jarosław Łukomiak.
Ratujcie mojego męża. On jest w samochodzie
- tak z kolei rozpaczliwe krzyki żony wspomina Gabriel Sz.
Śledczy ustalili, że po podpaleniu Gabriel Sz. uciekł w głąb lasu. Dotarł do drogi, na której spotkał kierowcę, którego poprosił o podwózkę. Strażacy zeznali, że na miejscu wypadku pojawił się około 20 minut po ich przyjeździe. Wyjaśniał śledczym, że nie uciekł z miejsca zdarzenia, a ruszył w las, szukając pomocy. Na dowód pokazał poparzenia na ciele.
Miał poparzoną twarz, chociaż używał do jej ochrony maski spawalniczej. Zakładał, że ogień będzie dosyć duży od płynu łatwopalnego
- mówił nadkom. Krzysztof Dąbrowski, zastępca komendanta Komendy Powiatowej Policji w Łasku.
Sz. przekonywał, że był uczestnikiem wypadku. Zapewniał, że siedział w jednym aucie z żoną, a sprawca zdarzenia uciekł innym pojazdem.
Gabriel i Eliza Sz. uchodzili za bardzo udane małżeństwo.
Był bardzo miły, grzeczny i uprzejmy zarówno dla nas, jak i dla naszych przyjaciół. Mieliśmy o nim bardzo dobre zdanie
- opowiadał ojciec Elizy w programie "Uwaga!" .
Chodziłyśmy razem na nauki przedmałżeńskie. Wydawało się, że ta para naprawdę się kocha. On prawie na rękach ją nosił. Zawsze był blisko. Odgadywał jej pragnienia i wszystkie spełniał. Pamiętam, że nie mówił do Elizy inaczej niż "Kwiatuszku", a ona do niego "Misiaczku"
- tak z kolei wspominała Gabriela znajoma Elizy.
Wszystkim trudno było uwierzyć w to, co wydarzyło się 17 czerwca 2004 roku. Gdy Eliza przebywała w szpitalu, jej rodzina odwiedzała także Gabriela.
Nie informowaliśmy go, w jakim stanie była Eliza, żeby tego nie przeżywał, bo mu współczuliśmy. Byliśmy przecież w tej samej drużynie - ktoś spowodował wypadek, a oni są poszkodowani
- opowiadał ojciec kobiety. Eliza Sz. zmarła 6 lipca 2004 roku. To Gabriel Sz. zorganizował jej pogrzeb. Sześć dni później został zatrzymany.
Sprawa jest wyjątkowa, bo oskarżony miał zrealizować pewien scenariusz filmowy. To bardziej nadawałoby się na film niż na prawdziwe życie. Ani ja, ani moi koledzy nie spotkali się z tak zaplanowanym zabójstwem, z takimi motywami
- stwierdził adwokat Jarosław Rojek, pełnomocnik rodziny Elizy w sądzie.
Dowody i zeznania świadków nie pozostawiły wątpliwości, że to Gabriel Sz. dopuścił się zbrodni. Jak podają media, eksperci wykluczyli możliwość samoistnego zapalenia się auta, którym poruszała się Eliza. Dodatkowo okazało się, że Sz. nie czekał ani chwili na uzyskanie odszkodowania za stratę żony. Jeszcze w dzień pogrzebu miał złożyć wniosek o wypłatę świadczenia. Onet informował, że chodziło o 580 tys. zł. Śledczy ustalili, że krótko przed morderstwem Gabriel dodatkowo ubezpieczył Elizę, nie informując jej o tym.
Prokuratura postawiła Gabrielowi Sz. zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna nie przyznawał się do winy. Skazano go na dożywocie z możliwością przedterminowego zwolnienia po 30 latach. Obrona Sz. odwoływała się od wyroku, jednak każda instancja podtrzymywała decyzję o wysokości kary. Do czasu.
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który uchylił wyrok w części dotyczącej kwalifikacji prawnej. Konieczny był kolejny proces, ale sąd potrzymał karę dożywocia. Wyrok uprawomocnił się w październiku 2011 roku. Ani Gabriel Sz., ani jego adwokat nie pojawili się na rozprawie - informuje "Dziennik Łódzki".
Gabriel Sz. ma dzisiaj 50 lat i wciąż przebywa w więzieniu. Od kilku lat twierdzi, że doznał nawrócenia. O tym, jak stara się naprawić krzywdę, którą wyrządził, opisuje w książkach i tomikach poezji.
W książce pisze o nowennie pompejańskiej, o ojcu Charbelu i jego relikwiach, o tym, że jest zakochany w Jezusie. Opisuje to, w jaki sposób doszło w nim do tej przemiany. I to, jak się codziennie modli. Także za żonę, którą zamordował. I za teściów, którym zabrał ich ukochaną córkę i do których od czasu zatrzymania przez policję, co sam przyznaje, nie odezwał się choćby z przeprosinami
- przytacza jego słowa dziennikarz Tomasz Ławnicki z NaTemat.pl, który miał okazję rozmawiać z osadzonym w 2021 roku.
Minęło niemal 20 lat, odkąd Sz. odebrał życie swojej żonie. Dopiero teraz otwarcie przyznaje, że to było zabójstwo.
Dziewięć lat się okłamywałem
- skwitował. Utrzymuje jednak, że nie zrobił tego dla pieniędzy.
Przykro mi. Przepraszam, proszę o wybaczenie. (…) Mi po prostu odwaliło. Ja nie potrafię tego wytłumaczyć. Każde tłumaczenie jest beznadziejne. (…) Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie zrobiłem tego na pewno dla pieniędzy -
- mówił w rozmowie z Ławnickim.
Dodał też, że gaz, który wykorzystał do spalenia seata, kupił dla siebie i żony. Co chwilę powtarzał, że nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak postąpił.
Nie ogarniam tego. To był jakiś chaos, jakaś depresja. Pani psycholog, do której chodziłem na terapię w styczniu i lutym 2004 roku... Chciałbym, żeby pokazała, że coś się działo ze mną nie tak. Do tej pory nie mam z nią kontaktu. To byłby najlepszy dowód na to, jak mi w głowie huczało
- kontynuował.
Gabriel Sz. twierdzi, że planował zginąć w tamtym wypadku razem z żoną.
Nie wiem, dlaczego Eliza nie wskazała mnie jako oprawcę. Wiedziała, że to ja. Wyszedłem z poloneza, otworzyłem seata, wsiadłem. Zaczęliśmy się kłócić. Najpierw oblałem ją, potem siebie i podpaliłem. Do dziś prokuratura nie chce uwierzyć, że byłem w seacie
- mówił.
Gabriel Sz. może ubiegać się o warunkowe zwolnienie po 30 latach. Przekonuje, że na drugą szansę od społeczeństwa jest gotowy już teraz.
Ostatnio była złożona 80-stronicowa prośba do pana prezydenta o zastosowanie prawa łaski. Było to 12 próśb, z poparciem osób godnych zaufania, duchownych i cywilnych. Są to osoby, które widzą, że jestem gotowy już do wyjścia i ręczą za to do pana prezydenta
- powiedział.
Eliza Sz. w dniu śmierci miała 28 lat.
Jeśli przeżywasz trudności lub chcesz pomóc osobie w kryzysie, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych:
Pod tym linkiem znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.