Według szacunków ONZ na dnie oceanów mogą spoczywać nawet 3 miliony wraków statków. Niektóre z nich zwodowano setki lat temu, niektóre całkiem niedawno, w XXI wieku. Większość leży zapomniana w głębinach, jednak żeby zobaczyć imponujące wraki wcale nie musimy nurkować, sporo z nich rdzewieje gdzieś na opuszczonych plażach, powoli łącząc się z naturą. Jednym z nich jest widoczny na zdjęciu SS America II.
Ten turbinowy statek pasażerski wybudowano w słynnej amerykańskiej stoczni Newport News Shipbuilding, która współcześnie słynie z największych okrętów wojennych świata (Nimitz). Został zwodowany w sierpniu 1939 roku. Chociaż z założenia miał jedynie przewozić pasażerów, to po ataku na Pearl Harbor został przerobiony na wojskowy transportowiec, jego nazwę zmieniono na USS West Point. Po wojnie został zwrócony pierwotnemu właścicielowi, a w 1964 przejął go grecki armator i nazwę statku zmieniono na SS Australis. Przez kolejne 30 lat służył jako wycieczkowiec.
W 1994 roku ponad 50-letnia jednostka znów została sprzedana - liniowiec miał stać się pięciogwiazdkowym hotelem u wybrzeży tajlandzkiej wyspy Phuket. Wtedy nazwę statku zmieniono na American Star, jednak nowa nazwa nie przyniosła mu szczęścia. Statek nigdy nie dotarł do celu.
Statek holowany przez ukraińską łódź nie sprostał sztormowi. Lina zerwała się, a wszystkie próby ponownego połączenia dwóch jednostek były nieudane. Załogę dryfującego liniowca ewakuowano helikopterem, a statek osiadł na wybrzeżu Fuerteventury. Po kilkudziesięciu godzinach uszkodzony American Star rozpadł się na dwie części. Dziób statku pozostał na powierzchni, a rufa została zabrana przez wzburzoną wodę i zatonęła. Część dziobowa przewróciła się w 2005 roku. Obecnie jednostka jest całkowicie zanurzona pod wodą. Zobaczyć ją można tylko podczas odpływów.
Zbudowany w 1974 roku duński World Discoverer był statkiem rejsowym. Przez ćwierć wieku swojej służby kilkukrotnie zmieniał właścicieli, aż w końcu w 1996 zarejestrowano go w Liberii. World Discoverer woził turystów w obszar Antarktyki, aby ci mogli obserwować ruchy lodowców.
Jednostka miała wzmacniany podwójny kadłub, który pomagał jej wychodzić cało ze zderzeń z fragmentami gór lodowych i skałami. Niestety 30 kwietnia 2000 roku jedna z nich okazała się być zbyt duża i uszkodziła statek. Pasażerowie bezpiecznie opuścili pokład, a kapitan skierował jednostkę ku brzegowi wyspy Nggela w archipelagu Wysp Salomona.
Próby uratowania statku spełzły na niczym - gdy firma wysłała swoich pracowników na miejsce celem zabezpieczenia statku, World Discoverer był już splądrowany. Wtedy też zapadła decyzja, żeby pozostawić jednostkę w tym miejscu już na zawsze.
Ta dziwnie wyglądająca jednostka to BOS 400 - francuska barka, która 26 czerwca 1994 roku rozbiła się o skały u wybrzeży RPA. Statek był największym pływającym dźwigiem w Afryce, jednak nie dał rady zwyciężyć ze sztormem.
BOS 400 nie miał silników, które pozwalałyby mu przemieszczać się na duże odległości, dlatego przeciągano go z miejsca na miejsce przez holowniki. W ostatni rejs barkę zabrał zbudowany w polskiej stoczni rosyjski holownik Tigr.
Tigr miał przetransportować barkę do Kapsztadu. Niestety na wyznaczonej trasie rozpętał się sztorm, którego liny holownicze nie wytrzymały. Dryfująca BOS 400 z impetem uderzyła o skały. Chociaż kilkukrotnie próbowano doprowadzić jednostkę do stanu używalności, wszystkie próby kończyły się porażką. W końcu spisano go na straty.
Dimitrios to niewielki, bo tylko 67-metrowy, statek towarowy zbudowany w 1950 roku. Od 23 grudnia 1981 stoi opuszczony na mieliźnie kilka kilometrów od portu Gythio w Grecji. O tym, co się stało z Dimitrosem, krąży wiele plotek. Najbardziej popularna z nich mówi o tym, że statek był używany do szmuglowania papierosów z Turcji do Włoch.
Jednak w końcu Dimitros miał zostać przejęty przez służby portowe i zaaresztowany w porcie. Wskutek bliżej nieznanych decyzji jednostka została wyprowadzona z portu i przeholowana kilka kilometrów dalej, na plażę Valtaki. Tam postanowiono porzucić statek i podpalić go, żeby zniszczyć wszelkie dowody na jego przemytniczą przeszłość.
Ale istnieje również bardziej oficjalna wersja. Według książki admirała Christosa Ntounisa, który opisywał wraki u wybrzeży Grecji, historia jednostki jest mniej dramatyczna. Ntounis opisuje, że Dimitrios został awaryjnie zacumowany w porcie Gythio już w 1980 roku. Powód był dość prozaiczny - kapitan statku rozchorował się i potrzebował pilnej pomocy lekarskiej.
Stan zdrowia kapitana nie poprawiał się, więc statek ciągle stał w porcie, ale zaczął niszczeć i wymagał gruntownych napraw. Po kilku miesiącach uznano, że nie nadaje się do użytku i przeniesiono go do innej części portu. Dimitrios nie został jednak zacumowany zbyt dobrze i pewnego dnia po prostu odpłynął, ale nikt nie próbował go przyholować do portu. W końcu prądy poniosły go na pobliską plażę Valtaki, gdzie stoi do dziś.
Evangelia to grecki statek handlowy, który wypłynął z tej samej stoczni, co słynny Titanic. Jednak zanim był znany pod obecną nazwą nosił inne imiona. W różnych okresach go Siłą Imperium, Saską Gwiazdą i Czerwonym Potokiem.
W ostatni rejs Evangelia wypłynęła jesienią 1968 roku. Nocą 15 października statek płynął wzdłuż rumuńskiego wybrzeża, jednak z powodu zbyt gęstej mgły zbliżył się zbyt blisko brzegu i uszkodzony osiadł na mieliźnie.
Krążą plotki jakoby jednostka została zniszczona celowo przez właściciela, który chciał wyłudzić odszkodowanie. Tę wersję wydarzeń zdają się potwierdzać dane na temat pogody z 15 października 1968 roku. Chociaż mgła rzeczywiście mogła sprawiać problemy załodze, to morze tej nocy było spokojne, a sprzęt nawigacyjny pracował znakomicie. Teraz wrak jest atrakcją nadmorskiego kurortu Costinesti w Rumunii.
Służący od 1884 roku HMAS Protector był dużym okrętem artyleryjskim, tzw. kanonierką, zamówionym przez władze Australii Południowej. Jednostki takie, jak Protector żargonowo nazywano żelazkowymi z powodu charakterystycznego kształtu. Powodem zakupu okrętu był strach przez ewentualną inwazją ze strony imperialnej Rosji.
HMAS Protector przybył do portu w Adelaide we wrześniu 1884 roku, gdzie spędził kilka kolejnych lat. Jednak na przełomie wieków zaczął być angażowany w międzynarodowe konflikty i służył podczas powstania bokserów w Chinach i w obu wojnach światowych. W lipcu 1943 okręt został zarekwirowany przez amerykańską marynarkę wojenną i wyruszył w ostatni rejs.
W drodze z Gladstone do Nowej Gwinei Protector zderzył się z holownikiem. Uszkodzenia były na tyle duże, że okręt został porzucony. Później kadłub Protectora został zatopiony u wybrzeży wyspy Heron w Queensland, gdzie pełni funkcję falochronu. Jego rdzewiejące szczątki są widoczne do dziś.
Kolejnym słynnym wrakiem, który stał się australijską atrakcją turystyczną jest SS Maheno. Zbudowany w 1905 roku statek był jednym z pierwszych parowców z napędem turbinowym. Początkowo SS Maheno regularnie pływał między Sydney i Auckland, ale w czasie pierwszej wojny światowej został powołany do służby i oddelegowano go do Europy. Tam został przerobiony na pływający szpital.
W 1935 roku Maheno i jej bliźnacza jednostka - Oonah, zostały sprzedane do Japonii, gdzie miały zostać zezłomowane. Podczas holowania załoga statku musiała stawić czoła silnemu cyklonowi, na skutek którego pękły liny holownicze. Chociaż podejmowano próby ponownego wzięcia statku na hol, jednak te spełzły na niczym. SS Maheno z ósemką załogi na pokładzie zaginął.
Jednostka została znaleziona po trzech dniach przy brzegu Wielkiej Wyspy Piaszczystej w Australii. Członkowie załogi w oczekiwaniu na pomoc rozbili obóz na plaży. Chociaż podejmowano próby zwodowania statku, żadna z nich nie powiodła się. Z pokładu SS Maheno stopniowo zabierano osprzęt, a sam statek był wystawiany na sprzedaż.
Santa Maria to hiszpański frachtowiec, który latami był na usługach dyktatora - generała Francisco Franco. Statek miał dość nietypową funkcję - służył do dostarczania prezentów dla tych, którzy wspierali Hiszpanię podczas kryzysu gospodarczego. Dlatego na jego pokładzie znajdowały się zwykle sportowe samochody, żywność, leki, maszyny, odzież, porcelana, itd.
1 września 1968 roku Santa Maria płynęła wzdłuż brzegu Republiki Zielonego Przylądka, kierując się ku Brazylii. Na skutek nieuwagi załogi statek utknął na mieliźnie. Mimo kilku prób wyciągnięcia frachtowca przez lokalne holowniki Santa Maria pozostała przy brzegu. Postanowiono porzucić statek, oczywiście zabierając wcześniej cały cenny ładunek.