Kiedy w 2011 roku, po trzęsieniu ziemi, doszło do awarii elektrowni jądrowej Fukushima I, naokoło niej zamknięto tereny w promieniu 20 km. Po sześciu latach od katastrofy wciąż jest to strefa zamknięta i skażona. Jeszcze zanim pojawiła się informacja o awarii elektrowni, ze względu na zagrożenie tsunami ewakuowano tysiące osób z miast na wybrzeżu. Zabierali ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, jeśli w ogóle zdążyli się spakować. Większość dorobku całego życia musieli jednak zostawić za sobą.
Keow Wee Loong chciał na własne oczy zobaczyć, jak wygląda ''japoński Czarnobyl''. Chciał wejść na tereny najbardziej skażone, do których mieszkańcy prawdopodobnie nigdy nie wrócą.
Nie czekał na oficjalną zgodę. Zabrał GPS, maskę przeciwgazową, plecak i o 2 w nocy przekradł się lasem na zamknięte tereny. Odwiedził z dwójką przyjaciół miasta Okuma, Futaba, Tamioka i Namie, w których czas zatrzymał się w dniu katastrofy.
W przeciwieństwie do Czarnobyla, japońskie miasta nie padły łupem szabrowników. Keow Wee Loong ze zdumieniem opisuje, że w domach i sklepach wciąż można znaleźć wszystko - od jedzenia, po sprzęty AGD, biżuterię, pieniądze...
W zamkniętej strefie nie spędzili dużo czasu - promieniowanie jest tam wciąż wysokie, a oni dysponowali tylko maskami przeciwgazowymi. Jeśli jednak zastanawiacie się, dlaczego podróżnik nie zawracał sobie głowy odkrytymi nogami, odpowiedź jest prosta - najniebezpieczniejsze jest oddychanie skażonym powietrzem naokoło Fukushimy i jedzenie tego, co się tam znajduje. Odkryte nogi to najmniejszy problem.
Czas rzeczywiście zatrzymał się w tych miastach w 2011 roku. Do strefy czerwonej można wejść tylko z pozwoleniem od władz, ale nie wolno z niej nic wywozić. Wszystko jest tak, jak w dniu ewakuacji. Kalendarze wiszą otwarte na marcu 2011 roku, gazety na półkach sklepowych pokazują informacje z tamtych dni.
Jedzenie w większości jest już dawno przeterminowane, a to, co było bez opakowań, zostało zjedzone przez pozostawione w strefie czerwonej zwierzęta - jeśli tylko zdołały dostać się do ludzkich siedzib.
Strefa czerwona, choć zamknięta dla ludzi, wcale nie jest zupełnie martwa. Keow Wee Loong i jego przyjaciele w czasie wyprawy widzieli koty i psy, opuszczone 6 lat temu przez właścicieli.
Keow Wee Loong nie jest pierwszym odwiedzającym zamkniętą strefę wokół Fukushimy. W 2013 roku ulicami Namie przejechał nawet samochód Google Street View.
Na zdjęciu: barykada przed wjazdem do miasta Okuma.
Pięć lat temu Japonię nawiedziły wstrząsy o magnitudzie 9 stopni, które wywołały gigantyczną falę tsunami, sięgającą 20 metrów. W wyniku kataklizmu śmierć poniosło niemal 16 tys. osób. W rezultacie trzęsienia w elektrowni atomowej Fukushima I nastąpiła awaria systemów chłodzenia i doszło do emisji substancji promieniotwórczych.
Na zdjęciu: jeden z opuszczonych domów w strefie pomarańczowej. Do tego rejonu mogą przyjeżdżać mieszkańcy, którzy chcieliby zobaczyć swoje domy. Również ta strefa jest zamknięta dla turystów.
Na zdjęciu: sklep i wypożyczalnia płyt DVD - ''najświeższe'' tytuły z początku 2011 roku.
Na zdjęciu: wnętrze sklepu spożywczego, półka z płynami do płukania ust
Na zdjęciu: wnętrze sklepu, półka z gazetami z marca 2011 roku
W miastach wciąż bez problemu można naleźć wszystko, co podczas ewakuacji zostawili za sobą mieszkańcy. W sklepach z biżuterią nikt nie ukradł nawet jednego pierścionka. W pralniach wciąż czeka pranie.
Na zdjęciu: tutaj kiedyś pracował szewc.