Pomysłodawczyni albumu ''Wakacje w sowieckich sanatoriach'' Maryam Omidi trafiła w 2015 roku do sanatorium Khoja Obi Garm w Tadżykistanie. Zachwyciła ją oszałamiająca, nieco kosmiczna architektura tego miejsca oraz serdeczni ludzie - kuracjusze i ci, którzy tam pracowali.
Na zdjęciu: Kuracjuszki gruzińskiego sanatorium w Ureki kąpią się w słynnych magnetycznych piaskach
Uświadomiła sobie wtedy, że takich miejsc jest wciąż wiele. Wtedy w jej głowie narodził się pomysł na stworzenie albumu poświęconego właśnie postsowieckim sanatoriom. Dzięki uprzejmości wydawnictwa FUEL Publishing prezentujemy wybór fotografii z tego fascynującego zbioru. Album można nabyć bezpośrednio tutaj.
fot. FUEL Publishing |
Na zdjęciu: Sanatorium Lipki niedaleko Moskwy. Tak wygląda lecznicza maseczka z czekolady
Po swoim powrocie z sanatorium w Tadżykistanie Maryam Omidi skontaktowała się z londyńskim wydawnictwem Fuel, którego przedstawiciele Damon Murray i Stephen Sorrell obiecali, że wydadzą książkę, jeśli uda jej się dostarczyć odpowiednie materiały. Tak uzbrojona kobieta skontaktowała się z The Calvert Journal, dzięki czemu zebrała ekipę sześciu fotografów, w tym jednego Polaka, Michała Smolarskiego, oraz jednego pisarza.
Na zdjęciu: Sanatorium Aurora w Kirgistanie. Panie poddają się naświetlaniu UV, które pomagać ma w zwalczaniu bronchitu
Fotografowie wyruszyli w podróż po różnych zakątkach byłych Republik Radzieckich - od stepów Kazachstanu po słynące z produkcji wina rejony Gruzji - by zobaczyć jak obecnie działają sanatoria, które założone zostały jeszcze przed upadkiem ZSRR.
Na zdjęciu: Grupa chłopców gra w szachy pod czujnym okiem posągu Lenina. Sanatorium Amra w Abchazji
Tereny niegdyś leżące w ZSRR są po dziś dzień usiane takimi ośrodkami. Część z nich popada już od dłuższego czasu w ruinę, ale niektóre ciągle funkcjonują. I to właśnie na nich skupiła się ekipa odpowiedzialna za album. W swojej książce pokazują bogaty wybór fotografii z tych miejsc oraz przybliżają historię każdego z nich.
Na zdjęciu: Rodnik. Pacjentka ''wjeżdża'' do komory hiperbarycznej
Środki na podróże zbierali przez stronę Kickstarter. Tam też w opisie zbiórki przybliżono nieco rys historyczny sowieckich sanatoriów. Zaczęto budować je niedługo po rewolucji - już w 1920 roku. Według profesor Diane Koenker już w 1922 roku dwa tygodnie wakacji rocznie były przywilejem chronionym zapisem w kodeksie pracy. Szacuje się, że w 1990 roku, czyli w szczytowym momencie popularności tego typu placówek, sanatoria mogły pomieścić więcej niż pół miliona gości jednocześnie w dowolnym momencie sezonu.
Na zdjęciu: Sanatorium Metallurg w Soczi. Dziewczynka bawi się firankami w korytarzu
Robotników wysyłano do sanatoriów raz w roku, by wracali odświeżeni i wypoczęci do pracy. Priorytetowo traktowano zwłaszcza pracowników najcięższego przemysłu, np. górników. Pobyty w sanatoriach były monitorowane przez personel medyczny, w tym czynności takie jak opalanie. Poza kąpielami w wodach termicznych i zdrowotnych błotach goście sanatoriów mieli w planie swojego pobytu ścisły program ćwiczeń i odpowiednie diety.
Na zdjęciu: Kuracjuszki ukraińskiego sanatorium Kuyalnik mrużą oczy w słońcu
Każdy z takich ośrodków różnił się zakresem swoich usług zdrowotnych. Sama Maryam przeszła np. kurację polegającą na pryskaniu między nogi gorącą wodą radonową. Oprócz tego pływała w basenie bez ubrań czy wysiadywała w saunie w towarzystwie innych kobiet.
Na zdjęciu: Pan Michał Solarski pojechał robić zdjęcia kuracjuszom na Węgrzech
Soczi dziś kojarzymy z zimową olimpiadą. Znajduje się tam także sanatorium Matsesta. Ten kuracjusz pod okiem lekarza bierze kąpiel mineralną. Więcej zdjęć z albumu można zobaczyć też na profilu książki na Facebooku.
Ci panowie czekają na swoje zabiegi w sanatorium Reshma.