Ostatni miesiąc upłynął w Polsce pod znakiem pieniądza. Po tym, jak politycy PiS cieszyli się z sowitych premii i grubych portfeli, przyszedł dla nich czas rozliczeń... A to nie jedyne ważne wydarzenie związane z bardzo dużymi kwotami.
Zaczęło się jeszcze w poprzednim roku. Beata Szydło przyznała politykom premie, których wysokość wielu może przyprawić o zawrót głowy. Bonusowych 65 tysięcy złotych premier przydzieliła też sama sobie.
Pieniądze politykom się podobno należały. Za co? Za ciężką pracę, którą wykonali dla Polski. Oto przypomnienie, ile złotówek wpadło do czyjej kieszeni.
Fot. Gazeta.pl
Beata Szydło zabrała w marcu głos odnośnie przyznawanych przez siebie premii. Wykrzyczała z sejmowej mównicy, że premie politykom się należały. Po jej wystąpieniu przeprowadzone zostało badanie, wedle którego aż 75 procent wyborców źle ocenia jej wypowiedź.
A czemu pani Beata krzyczała? Bo prezes kazał jej pokazać pazurki.
Wśród wielu wypowiedzi polityków PiS, którzy bronili przyznanych im premii, brakowało głosu szeregowego posła. W końcu jednak Jarosław Kaczyński przemówił. Przemówił i powiedział, czemu była premier uniosła się w Sejmie.
- powiedział w rozmowie z wPolityce.pl.
Jakby premii było mało, zawsze można wydać coś jeszcze ze służbowych pieniędzy.
W marcu przypomniał o sobie były minister obrony narodowej. Obstawiamy tylko, że całkiem niechcący, bo kto by mógł chcieć ujawniać jego grzeszki?
Okazało się, że jego ministerstwo wydało 7 razy więcej pieniędzy niż pozostałe resorty. W półtora roku Macierewicz i jego ludzie zrobili kartami służbowymi transakcje na 15 mln złotych!
W lipcu 2017 roku poseł Nowoczesnej do wszystkich ministerstw wysłał zapytanie o wydatki dokonywane przez ich przedstawicieli z użyciem służbowych kart płatniczych i kredytowych w 2016 oraz w pierwszym półroczu 2017 roku.
W tym półtorarocznym okresie przedstawiciele resortu obrony wydali prawie 15 mln zł - dokładnie 14 798 378 zł.
Jak to przeliczyć? Na przykład na około 1,8 mln sztuk dorsza lub prawie 500 tysięcy kilogramów ośmiorniczek.
W marcu w końcu weszło w życie prawo ograniczające handel w niedziele. Oczywiście wielu sprzedawców nie dostosowało się do nowych zasad i teraz płacić będą kary.
Ale są i tacy, których nowe prawo nie dotyczy. Na dworcach sklepy mogą być otwarte. A i bycie żoną polityka otwiera nowe możliwości...
Doskonale wiemy, jak trudno połapać się w tym, które niedziele są handlowe, a w których sklepy nie będą otwarte. Mamy więc dla Was małą ściągawkę.
gazeta.pl
W marcu internet obiegło bardzo dziwne i trudne do skomentowania zdjęcie (pisaliśmy o nim TUTAJ). Zrobiono je podczas obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.
Fotografia wywołuje w ludziach dość nieprzyjemne reakcje. Powiemy wam więcej. Jest na tyle trudna, że choć lotem błyskawicy obiegła sieć, to mało kto potrafił stworzyć z niej mema. Ta wersja jest najlepszą, jaką znaleźliśmy.
Pamiętacie jeszcze językowe wpadki premiera z lutego? Jego ojciec Kornel Morawiecki wie, dlaczego do nich doszło. Próbował bronić syna w radiu Zet. Wyszło na to, że Mateusz Morawiecki po prostu mówi po angielsku zbyt dobrze.
Gdyby wypowiadał się w języku polskim, nie byłoby żadnego problemu...
W ostatnim miesiącu Sejm po raz pierwszy w historii wybrał sędziów do KRS. I oczywiście pojawiły się w związku z tym głosy, że wybory te nie miały zbyt dużo wspólnego z praworządnością, a powołani sędziowie wcale nie są apolityczni.
W mediach zaczęło wręcz funkcjonować nowe rozwinięcie skrótu KRS - Krajowa Rada Ziobrownictwa.
Skąd takie głosy? Między innymi stąd, że wybrani sędziowie mieli albo współpracować wcześniej ze Zbigniewem Ziobro, albo otrzymać od niego awanse. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.
W poniedziałek 19. marca prezes TK, Julia Przyłębska, miała zwołać posiedzenie KRS, choć prawo nie daje jej takiej władzy. Sejm zamierzał więc uchwalić nowelizację nowelizacji ustawy umożliwiającej jej takie działanie. Niespodziewanie się z tego jednak wycofał.
Od początku roku dużo mówi się o polskiej dyplomacji. Głos w tej sprawie zabrał w pierwszych dniach marca Adam Bielan. Stwierdził, że ''mamy najlepsze stosunki dyplomatyczne z USA w historii''.
Stosunki te są na tyle dobre, że Onet.pl przygotował na ten temat specjalny materiał. W marcu dowiedzieliśmy się, że prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki nie są mile widziani w Białym Domu.
Swoje doniesienia dziennikarze Onet.pl opierać mieli na tajnej notatce MSZ, mówiącej o ''zamkniętych drzwiach'' dla polskich polityków.
Jak w tym świetle wygląda polska dyplomacja?
Przy okazji okazało się, że najlepszym specjalistą od utrzymywania dobrych relacji z innymi państwami (obok Mateusza Morawieckiego) jest nasz prezydent. Andrzej Duda miał uznać szefa amerykańskiej dyplomacji, Rexa Tillersona, za polityka zbyt niskiego szczebla by z nim rozmawiać.
Niewiele później amerykański polityk pożegnał się ze stanowiskiem i nie jest już sekretarzem stanu USA.
Widocznie nasz prezydent wie, z kim nie rozmawiać. Lepiej, niż ktokolwiek inny.
W marcu w ''Newsweeku'' pojawił się artykuł sugerujący, że Mateusz Morawiecki miał ukrywać część majątku przed opinią publiczną. Pieniądze, do których nie chciał się przyznać, przepisywane miały być na małżonkę.
W ten sposób premier wydawać miał się dużo biedniejszy niż był w rzeczywistości...
Dwunastego marca siedemnastu wiceministrów pożegnało się ze stanowiskami.
- zapewniał premier podczas przemówienia towarzyszącego ich dymisji.
Kto z Was pamięta rok 1999 i przystąpienie Polski do NATO? Jeśli jest tu ktoś taki, ale nie może przypomnieć sobie, kto też stał za tym wszystkim, przychodzimy z pomocą.
Z okazji dziewiętnastej rocznicy przystąpienia Polski do NATO, MON wypuściło krótki klip. Jest tam Duda, jest Błaszczak, nie ma Kwaśniewskiego, nie zobaczysz Buzka, nie dostrzeżesz Geremka.
Brzmi jakoś obco? Może własnie dlatego film szybko zaczął uchodzić za jeden z przykładów zmieniania historii przez PiS.
- komentował w TVN 24 były prezydent i szef MON Bronisław Komorowski.
Andrzej Duda mocno popłynął podczas spotkania z mieszkańcami Kamiennej Góry na Dolnym Śląsku. Spotkanie dotyczyło budowy drogi ekspresowej S3, ale prezydent nagle zaczął mówić o Unii Europejskiej. Sojusz porównał do... zaborów.
Bardzo długo tematem numer jeden w Polsce była ustawa o IPN. Miesiąc po podpisaniu jej Andrzej Duda stwierdził, że wprawdzie jest dobra, ale źle się stało, że została przyjęta. Pytanie tylko, kto ją przyjął panie prezydencie? Czyja to ręka złożyła podpis?
Andrzej Duda ustawę podpisał, a później zrobiło się niemiło. Wszyscy nagle zaczęli źle mówić o Polsce i w połowie marca prezydent nareszcie to zauważył. Tyle tylko, że w ustawie nie widzi nic złego - tylko moment uchwalenia był nie ten.
- ocenił Andrzej Duda.
To, że z ustawą o IPN coś jest nie tak, zauważył też Zbigniew Ziobro. Minister sprawiedliwości stwierdził, że jeden z przepisów w treści ustawy jest niekonstytucyjny. Mowa o art. 55 b, zgodnie z którym należy ścigać wszystkich - i Polaków, i obcokrajowców - jeśli tylko sprzeciwią się przepisom ustawy.
Szkopuł w tym, że przecież to Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało ustawę. Zatem Zbigniew Ziobro zwraca się przeciwko Zbigniewowi Ziobrze?
Swoje pięć minut miała w tym miesiącu Magdalena Ogórek. I to dwa razy.
Najpierw okazało się, że na najnowszej wystawie czasowej muzeum POLIN, ''Obcy w domu. Wokół Marca 68'', pojawiła się jej wypowiedź. Był to tweet, w którym zasugerowała, że nazwisko świadczące o żydowskim pochodzeniu jest czymś, czego należy się wstydzić.
Sytuacja ta panią Magdalenę mocno oburzyła, wszak z antysemityzmem nie ma ona nic wspólnego. Od muzeum zażądała przeprosin, jednak raczej się ich nie doczeka.
Później Magdalena Ogórek, która przecież od ZAWSZE jest zwolenniczką PiS i ZAWSZE miała prawicowe poglądy, oświadczyła, że NIGDY nie działała w SLD. Pamięć jak widać bywa zawodna.
W marcu minęło 100 dni, odkąd premierem Polski jest Mateusz Morawiecki. Choć mimo wielu wpadek i grzeszków obyło się bez echa, to jest ktoś, kto zwrócił na ten fakt szczególną uwagę. Poseł Zbigniew Gryglas przygotował premierowi laurkę.
Wszyscy myśleli, że to żart, a polityk sugeruje, że premier sieje wiatr i zbiera burze. A żartem to nie było. Gryglas był dumny z pana Morawieckiego!
W marcu powrócił temat aborcji. I to z hukiem.
Rozchodzi się o projekt ''Zatrzymajmy aborcję'', w którym chodzi o to, by w pierwszej kolejności zakazać zabiegów na płodach z ciężkimi wadami, czyli tak zwanej ''aborcji eugenicznej''.
Sejmowa komisja ustawodawcza zdecydowała w sprawie tego rodzaju aborcji. Stwierdzili oczywiście, że prawo należy zaostrzyć i skierowali swoją decyzję do Trybunału Konstytucyjnego. Po co? Po to, by Trybunał uznał aborcję za niezgodną z konstytucją.
- mówią.
Ważniejsza jest zatem dla nich wolność płodu niż kobiety. Kobieta ich zdaniem nigdy nie powinna przedkładać swojego zdrowia psychicznego i komfortu ponad ciążę. Nawet jeśli w jej wyniku urodzi się dziecko zdeformowane bądź takie, które skazane będzie na szybką ale bolesną śmierć. A stąd już prosta droga do zakazu usuwania ciąży z gwałtu czy zagrażającej życiu kobiety, nieprawdaż?
Z obrotu sprawy najbardziej zadowoleni są księża, którzy głośno popierają zakaz usuwania ciąży, a wręcz do niego nawołują.
Abp Stanisław Gądecki złożył posłom podziękowania za pozytywną rekomendację dla ustawy. Stwierdził, że projekt ''Zatrzymaj aborcję'' zapewnia 'prawną ochronę poczętych dzieci', a wszelkie formy aborcji są bezprawne. Jego zdaniem 'współczesna genetyka nie pozostawia wątpliwości co do człowieczeństwa ludzkiego embrionu'.
Szkoda tylko, że nie potrafi podać żadnego źródła tych doniesień.
23. marca ogłoszony został w Polsce ''Czarny Piątek''. W Warszawie zorganizowano protest, w którym udział wzięło (według danych Urzędu Miasta) nawet 55 tysięcy osób! Tłum kobiet, mężczyzn i dzieci przeszedł przez Warszawę. Widok był imponujący!
Kobiety (i nie tylko one) kolejny już raz pokazały politykom (i księżom), że mają głos. na ulice (według danych Urzędu Miasta) wyszło 55 tysięcy osób, choć w TVP uważają oczywiście inaczej. Telewizja narodowa... tfu, publiczna, podała, że udział w proteście wzięło zaledwie kilka tysięcy osób. Klapa, jak zawsze.
Kto stoi za zaostrzeniem prawa aborcyjnego w Polsce? Kaja Godek. A kto stoi za Kają Godek? To jeden z tematów, na które zwróciły uwagę media w ostatnim tygodniu. Okazało się bowiem, że znana działaczka zasiada w radzie nadzorczej państwowej spółki, która wytwarza komponenty do układów wtryskowych silników wysokoprężnych.
Jakie ma pani Kaja kompetencje, by pracować w Warszawskich Zakładach Mechanicznych PZL-WZM? Trudno powiedzieć, bo ciężko znaleźć na ten temat jakieś informacje a sama nie zamierza udowadniać, że stołek jej się należy. Zamiast tego zaczęła się burzyć.
Aborcjoniści z GW - pełni troski o bezpieczeństwo finansowe rodzin z chorymi dziećmi - właśnie próbują zwolnić mnie z pracy.
- Kaja Godek (@GodekKaja) 25 marca 2018
Sowiecka metoda.
Wolę stracić tę pracę, byle #ZatrzymajAborcję zostało uchwalone, niż ją utrzymać i tolerować zabijanie dzieci.https://t.co/xCxUQOF4CS
Po protestach w sprawie aborcji i aferze z premiami dla polityków przyszedł czas na rozliczenie rządzących. Według najnowszych sondaży PiS straciło aż 12 punktów procentowych poparcia. Niby to tylko badanie opinii publicznej, ale nawet Jarosław Kaczyński stwierdził, że przyjmuje je z pokorą. Politykom powinno dać wiele do myślenia.
W 2016 roku Ministerstwo Kultury podpisało umowę z Fundacją Czartoryskich, w ramach której zakupiona została miedzy innymi znana ''Dama z gronostajem''. Obraz Leonarda da Vinci i wiele innych dzieł kosztowały państwo 100 milionów euro. Środki te powędrowały nie gdzie indziej, jak na konto fundacji właśnie. Rok później, pod koniec grudnia 2017 Fundacja Czartoryskich ogłosiła, że nie ma już żadnych pieniędzy, więc kończy swoją działalność.
Szybko okazało się jednak, że pieniądze nie zniknęły. Fundacja Czartoryskich kończy swoją działalność, a otwiera się inna, w Lichtensteinie. Łatwiej jest przecież prowadzić działalność w raju podatkowym niż w Polsce.
W ramach promocji polski za granicą, Polska Fundacja Narodowa kupiła jacht. Ten jest jeszcze w stoczni i nie wiadomo dokładnie, ile będzie kosztował, ale jego cena plasuje się w granicach od 800 tys. do 1,2 milionów... euro!
Jacht rozsławiać ma Polskę w świecie, pływając przez dwa lata po wodach oceanów. Zobaczą go tam miliony osób. Całkiem jak wszystkie inne działania Fundacji.
Jacht wypłynąć ma w dwuletni rejs po świecie. jachtem płynąć ma Mateusz Kusznierewicz. Sportowiec musi się teraz tłumaczyć z kontraktu z fundacją, którą kojarzy się z partią rządzącą i roztrwanianiem państwowych pieniędzy.
Czasem aż oczy bolą patrzeć,
- TV? Korea ???? ?? (@tvpiKorea) 29 marca 2018
jak się dla naszej ojczyzny przemęcza,
żeglarz Kusznierewicz Mateusz,
naszej ojczyzny Polski.
Ciągle pracuje!
Wszystkiego przypilnuje
i jeszcze inni, niektórzy,
wtykają mu szpilki.
To nie ludzie - to wilki! pic.twitter.com/QJkF3BDYaS
A jeśli ciągle o pieniądzach mowa... Polska armia w końcu coś kupuje!
Minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak, podpisał umowę na przeciwlotnicze i przeciwrakietowe zestawy średniego zasięgu, w ramach programu 'Wisła - 1 faza'.
System PATRIOT trafić ma do Polski w 2022 roku.
Co przyniesie kwiecień? Na pewno święta. Wielkanoc zaczyna się już w weekend, więc życzymy wam wszystkiego co najlepsze. Nawet, jeśli jej nie obchodzicie. odpoczynek, trochę relaksu i pyszny sernik należą się wszystkim!