TOP 5 rzeczy z lat 90., za którymi tęsknimy. 1996-2000

Część druga. Bo tego wszystkiego nie da się tak łatwo opisać.

XX wiek już dawno za nami...

Powitanie roku 1996 w Nowym Jorku. (fot. YouTube/Bash953)


W poprzednim odcinku naszego cyklu skupiliśmy się na latach 1990-1995, czyli samej transformacji ustrojowej, obfitującej w wydarzenia przedziwne i mityczne.

 

Na fali wzruszenia wywołanej tymi wspomnieniami, postanowiliśmy opisać także drugą połowę lat 90. - czasy, w której politycy już nauczyli się podstawowych trików, telewizja wyświetlała seriale o buntownikach z Zachodu, a ze sceny muzycznej zaczęło znikać disco-polo... CZYTAJ DALEJ >>>

Miejsce 5: Te przedziwne teleturnieje

Idź na całość, Va Banque i stara czołówka Familiady. (fot. YouTube)

 

Cóż. Na tym polu nigdy nie zbliżyliśmy się do Japończyków w kwestii oderwania od rzeczywistości. Ale i tak w latach 90. zdążyliśmy wyemitować kilka niekwestionowanych hitów, które do tej pory czają się gdzieś w zakamarkach naszych głów. Gdzie tam jakiś Big Brother (a przecież to już też zamierzchłe czasy!) czy Mam Talent. Gwiazdeczek pokroju Frytki czy Sebastiana Florka mało kto pamięta.

 

Czy to "Zonk!", czy samochód?

 

Co innego podły kot o imieniu Zonk - złowroga maskotka z emitowanego w Polsacie "Idź na całość", powodująca utratę wszystkich potencjalnych profitów z gry. Do języka potocznego weszło nawet na kilka lat powiedzenie "zaliczyć Zonka" (i inne jego odmiany), oznaczające spektakularną porażkę. Pierwszy odcinek teleturnieju został wyemitowany w 1997 roku. W 2001 roku przestał bawić. I zniknął z anteny na zawsze.

 

Zonk - zmora uczestników "Idź na całość".

 

Pokaż, co masz w głowie.

 

Innym, narodzonym w drugiej połowie lat 90. kultowym teleturniejem był Va Banque, prowadzony na TVP2. "Teleturniej wiedzy i ryzyka", jak go określano, obecnie wygląda jak wyrwany z innej galaktyki - archaiczny wystrój studia, ślimacze tempo rozgrywki i niezrozumiałe zasady. Wtedy jednak przykuwał do telewizora - oglądało się z zapartym tchem, jak gracze podejmują coraz to trudniejsze wyzwania w poszczególnych kategoriach. Po raz pierwszy nadany w 1996 roku, przetrwał do 2002. Po nim, z programów w których trzeba było wykazać się prawdziwą wiedza, został już tylko "Jeden z dziesięciu". "Milionerzy" się nie liczą.

 

"Va Banque" ze swoją charakterystyczną czołówką.

 

Pojawiły się i zniknęły także m.in świetny teleturniej dla dzieci "Szalone liczby" czy "Magia liter". Cześć ich pamięci. CZYTAJ DALEJ>>>

Miejsce 4: Eksplozja muzyki

Backstreet Boys, Pearl Jam, Magik. (fot. YouTube)

 

Późne lata 90. to czas, w którym niczym płyty kontynentalne, starło się kilka potężnych nurtów muzycznych. Tymi gigantami były m.in disco-polo, pop w wykonaniu boysbandów, heavy metal, grunge, rap... Co się ostało, sami możemy zobaczyć.

 

Blond-aniołek niszczy konkurencję.

 

Patrząc wstecz, jednym z najważniejszych symptomów nadchodzących zmian było pojawienie się ślicznego blond aniołka, śpiewającego rzewne piosenki. Niewinnej dziewczynki, która wykończyła boysbandy. Britney Spears. Po raz pierwszy uderzyła w 1998 roku, albumem "...Baby One More Time". Na punkcie tej piosenki oszalały tłumy. Pamiętamy jak dziś - nucił ją chyba każdy nastolatek, a jeżeli się do tego nie przyznawał, to z pewnością robił to potajemnie, w domu. Popularniejszy był chyba tylko "Oops! I did it again", wydany dwa lata później. W następnych latach wokalistka popadła w niełaskę i zapomnienie, a powrócić udało się jej dopiero niedawno. Ale już nie jako niewinna dziewczynka, która niechcący zapoczątkowała epokę półnagich wokalistek, tylko jako jedna z nich.

 

"...Baby one more time" czyli zmora liceum.

 

...kiedy o polskim rapie mówiło się dobrze albo wcale.

 

Inne gatunki, zdobywające ówcześnie popularność także różniły się od tego, co widzimy obecnie. Dość wspomnieć o historii polskiego hip-hopu, który w latach 90. rozwijał się barwnie i bujnie, w mniejszymi bądź większymi sukcesami. Peja i Tede? Bynajmniej. Liroy, Nagły Atak Spawacza czy Kaliber 44. Mimo ciągłych konfliktów między sobą - będących dalekimi echami strzelanin pomiędzy amerykańskimi East Coast i West Coast - wykonawcy Ci podłożyli podwaliny pod specyficzny klimat polskiej muzyki alternatywnej. Dla przypomnienia - jeden z ważniejszych kawałków tamtych lat (choć wydany w 2001, idealnie je ilustruje).

 

Paktofonika - "Jestem Bogiem" - produkcja 1998-2000, wydany w 2001.

 

Były też inne epizody - jak ostateczny upadek disco-polo (które wróciło z dużo mniejszą werwą dopiero niedawno), opadająca fascynacja grunge na rzecz nowych, przebojowych kapel pokroju Limp Bizkit czy Linkin Park. Ale to już minęło. CZYTAJ DALEJ >>>

Miejsce 3: Seriale zza wielkiej wody

Renegat i Strażnik Teksasu. (fot. YouTube)

 

W latach 90. narodziło się wiele produkcji, które oglądamy do dziś. Klan czy Złotopolscy nadal gromadzą milionową widownię przed ekranami telewizorów. Przede wszystkim jednak, nieprzerwanie od początku transformacji ustrojowej, trwał zachwyt nad serialami zza wielkiej wody.

 

Wąsaty zapaśnik w tropikach

 

Jednym z tych, które najbardziej zapadły nam w pamięć był "Grom w Raju". Muskularny zapaśnik Hulk Hogan w ultraszybkiej motorówce... Bru i Spence spłacający dług zaciągnięty na budowę GROMU. Eksplozje, plaże, piękne panie i groźni przestępcy. Do tego - obowiązkowo - gdzieś w tle dawne echa wojny w Wietnamie. Absolutne arcydzieło kiczu lat 90. Choć nakręcone w 1994, u nas pojawiło się nieco później. A potem każdy dzieciak bawił się wyobrażoną motorówką...

 

Wszystkie dziewczyny leciały na Hulka Hogana. Każdy chłopiec chciał mieć blond wąsy.

 

Magia dwóch kół.

 

Drugim symbolem serialowego kiczu stał się "Renegat", Reno Raines. Uciekający przed prawem, długowłosy heros na motocyklu i jego indiański przyjaciel przeżywali wspólnie przygody o różnym stopniu groźności. Zresztą, zamiast opisu wystarczy cytat z czołówki... "Był gliniarzem i sprawdził się w tym zawodzie. Ale zeznawał przeciw innemu gliniarzowi, a to niewybaczalny grzech. Próbowano go zabić, ale kula trafiła jego dziewczynę. Wyjęty spod prawa ucieka, szukając sprawiedliwości. Jest łowcą nagród, jest Renegatem.".

 

Jeżeli wyglądasz tak jak on, nawet dresiarz z Pragi weźmie nogi za pas.

 

Powstawały też rodzime produkcje, o dziwo, często na wyższym poziomie niż teraz. Do tej pory nie możemy przeboleć "Tygrysów Europy". O serialach kryminalnych (jak choćby Ekstradycja) nie wspomnimy, bo nam ich po prostu żal. CZYTAJ DALEJ >>>

Miejsce 2: Import kreskówek z Japonii

Dragon Ball, Czarodziejka z Księżyca, Rycerze Zodiaku. (fot. YouTube)

 

Wtedy rodzice uważali je za brutalne i bezsensowne. Jednak, gdy nadchodził czas emisji - wszystkie dzieci znikały z podwórka i zaszywały się przed telewizorem. Niezależnie od płci, wyznania czy preferencji.

 

Mordobicie z francuskim dubbingiem

 

Kreskówką "dla chłopców" był zdecydowanie Dragon Ball. W Polsce emitowany od 1995 roku, z licencją i taśmami zakupionymi z Francji, tłumaczeniem wołającym o pomstę do nieba i licznymi nieścisłościami w porównaniu z japońskim oryginałem. Mimo tego, stał się absolutnym hitem i przykuwał przed ekran RTL7 tysiące widzów. Co ciekawe, podczas gdy u nas szał na przygody Son Goku (zwanego po naszemu Songiem) się kończył, kreskówka została odkryta na powrót w Stanach Zjednoczonych, gdzie cieszy się popularnością po dziś dzień.

 

Ta piosenka do tej pory wywołuje dreszcz na naszych plecach.

 

Na moc księżyca...!

 

Odpowiednikiem dla dziewczynek była "Czarodziejka z Księżyca", skomplikowany i zawiły twór przedstawiający walki wielkookich i długonogich nastolatek z demonami, skomplikowanym światem ezoteryki i problemami egzystencjalnymi. Czarodziejek było - wbrew temu, co mówi tytuł - całkiem sporo (toteż można było wybrać swoją ulubioną), a do tego na ekranie pojawiał się też od czasu do czasu tajemniczy przystojniak - Tuxedo. Koleżanki za nim szalały. My natomiast niekoniecznie.

 

Na złość paniom - najmilsza dla oka mężczyzny scena z kreskówki.

 

Hity te były kontynuacją tradycji sprowadzania kreskówek ze wschodu, która rozpoczęła się we wczesnych latach 90. Kilkanaście lat temu były potępiane ze względu na ogólną głupotę, brutalność i wiele innych przypisywanych im cech. Obecnie, w porównaniu do współczesnej ramówki Cartoon Network wydają się być całkiem do rzeczy. CZYTAJ DALEJ >>>

Miejsce 1: Polityka nie do końca na poważnie

Flagi Samoobrony, Aleksander Kwaśniewski i Marian Krzaklewski w roku 2000. (fot. YouTube)

 

To chyba najbardziej kontrowersyjny punkt tego zestawienia - może w latach 90. nie było awantury o krzyż pod Pałacem Prezydenckim, ale także bywało ostro. Jednak - ponieważ chodzi tutaj o rozczulające, nostalgiczne wspominki - pominiemy to, co nie było zabawne.

 

Krzak - tak, Kwas - pas.

 

Pamiętacie jeszcze wzruszające hasła pokroju "Krzak tak" użyte w kampanii Mariana Krzaklewskiego? Wtedy nie obowiązywały jeszcze biało-czerwono-niebieski kanon plakatu wyborczego, stonowane obietnice wyborcze, hasła nawiązujące do ogólników i przemawiające do wyobraźni zbiorowej... Kandydat mógł być wspierany przez kapele disco-polo, obiecywać cuda na kiju, blokować drogi i obchodzić się bez pomocy sztabu PR-owców. Po obejrzeniu nagrania z 2000 roku, można odnieść wrażenie, że żyjemy w innym, zdecydowanie odleglejszym kraju. Czy to dobrze, czy źle? My wstrzymujemy się od głosu.

 

Krzak? Tak!

 

Montażysta? Jaki montażysta?

 

Drugim - obecnie wyglądającym jak absolutny relikt przeszłości - świetnym pomysłem lat 90. były ciągnące się minutami spoty wyborcze, przeskakujące z konwencji do konwencji. Od rozmów z kandydatem, przez quasi-teleturniej, po fotomontaże historyczne. Trzeba przyznać, że nasi politycy dopiero uczyli się skutecznego oddziaływania. Szkoda tylko, że już wtedy kiepsko radzili sobie z przyznawaniem się do błędów.

 

Nagranie Lecha Wałęsy z 2000 roku.

 

Red. K

 

5 RZECZY, KTÓRYCH NIE
WIEDZIELIŚCIE. O Ibiszu

5 RZECZY, KTÓRYCH...
O prof. Staniszkis

TOP 5 rzeczy z lat '90, za
którymi tęsknimy. Część I

Więcej o: