Kiedyś był gwiazdą, miał miliony i bawił się u niego Jimi Hendrix. Dziś mieszka na ulicy

Sly Stone i jego zespół Sly and the Family Stone to jedni z najważniejszych twórców funku i niekwestionowane gwiazdy lat 60. i 70. Nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, uzależnienie i problemy finansowe zmusiły Stone'a do życia na ulicy. Prawie, bo mieszka w małym camperze.

W latach swojej świetności, kiedy pieniędzy miał jak lodu, Sly Stone (urodzony jako Sylvester Stewart) mieszkał w 500-metrowej posiadłości w prestiżowej okolicy Los Angeles. Jego dom chętnie odwiedzały największe ówczesne gwiazdy: Janis Joplin, Stevie Wonder czy Miles Davis. Jeszcze 4 lata temu mieszkał w pięknej willi w Napa Valley, a na jego podjeździe stały piękne samochody, do których zawsze miał słabość.

To wszystko odeszło w zapomnienie, podobnie jak Sly Stone, który teraz żyje dzięki uczynności obcych ludzi. Dziennikarz "New York Post" odnalazł muzyka, choć nie było to łatwym zadaniem, w Crenshaw w Los Angeles, gdzie mieszka w camperze. Starsza para dba o to, by przynajmniej raz dziennie Stone zjadł coś ciepłego i udostępnia mu swoją łazienkę.

- Lubię swojego małego campera. Po prostu nie chcę wracać do stacjonarnych domów. Nie mogę znieść siedzenia w jednym miejscu. Muszę się ruszać - powiedział.
 

Co się stało, że muzyk skończył na ulicy? W latach 60. i 70. zarabiał na swojej muzyce grube miliony, ale wraz z nimi i sławą przyszły też pokusy, którym Sly Stone uległ. Podobno wszędzie nosił ze sobą futerał, w którym znajdowała się tylko kokaina. Ponadto stwierdzał, że nie może grać koncertów, kiedy jest nieszczęśliwy, więc często się spóźniał lub w ogóle nie przychodził. To i wiele innych czynników sprawiło, że zespół, który dał jeden z najlepszych koncertów na festiwalu Woodstock, rozpadł się w 1975 roku.

Z czasem Sly Stone coraz rzadziej pojawiał się w mediach, aż w końcu przepadł na długie lata. W międzyczasie sporadycznie występował i kilkakrotnie został zatrzymany za posiadanie narkotyków. Ostatni raz pojawił się na rozdaniu Grammy w 2006 roku.

Ale Sly Stone nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Obecnie walczy ze swoim byłym menadżerem, Jerrym Goldsteinem, którego oskarża na o defraudację pieniędzy i zmuszenie go do podpisania niekorzystnego kontraktu. Chce w ten sposób odzyskać 50 milionów dolarów. Oprócz tego pracuje w swoim camperze nad nowymi kompozycjami, których, jeśli wierzyć jego słowom, ma mnóstwo.

- Proszę powiedz wszystkim, żeby dali mi pracę, grali moje numery. Jestem tym wszystkim zmęczony - mówi na koniec. - Widzę tych wszystkich ludzi, którzy grają stare piosenki. Niech się o mnie dowiedzą, np. Lady Gaga, i pozwolą mi się pokazać. A jeśli im się spodoba, niech zapłacą.

Masz konto na Naszej Klasie? Dołącz do grupy Deseru i bądź na bieżąco >>>

Rozebrani, przebrani, po prostu dziwni klienci Walmartu [ZDJĘCIA] >>

Więcej o: