Chmura o gryzącym zapachu sprawiła, że okolica niemal zupełnie opustoszała, policja odcięła trzy ulice i ewakuowała mieszkańców, a przechodnie kaszląc uciekali w poszukiwaniu schronienia. Na miejsce przyjechali funkcjonariusze do walki z terroryzmem chemicznym i toksycznymi wyciekami.
Źródło "zagrożenia" zlokalizowano w restauracji "Thai Cottage". Jak się okazało, panikę wywołały papryczki chili - ok. 4 kg - tlące się w naczyniu, w którym przygotowywano półroczny zapas bardzo pikantnej pasty "nam prik pao".
Chalemchai Tangjariyapoon, szef restauracji, tłumaczył, że rozumie, iż ludzie, którzy nie są Tajlandczykami mogli nie wiedzieć, co to za zapach. - Ale na pewno nie był to zapach chemiczny - podkreślił.
Jedna z kelnerek "Thai Cottage" powiedziała, że restauracja działa od 17 lat i nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. - Następnym razem może rozwiesimy plakaty, by uprzedzić, że przygotowujemy pastę - dodała.