- Dla większości ludzi skok bez spadochronu to kompletne szaleństwo, ale to najzupełniej możliwe - przekonywał Pastrana w styczniu. Kilka dni temu udowodnił, że miał rację.
Amerykanin nie jest pierwszą osobą, która skoczyła bez spadochronu i przeżyła. Ale z pewnością jest najmniej doświadczonym skoczkiem, który tego dokonał. - Mam zaledwie 100 skoków na koncie, więc nie było łatwo znaleźć ludzi, którzy pomogliby mi w najnowszym przedsięwzięciu. Większość utytułowanych skoczków po prostu pukała się w czoło - wyjaśniał motocyklista.
Dopiero po kilku miesiącach udało się znaleźć trzech spadochroniarzy, którzy zgodzili się uczestniczyć w szalonym wyczynie. - Mam na koncie ponad 7000 skoków, ale nigdy nie zrobiłbym tego, co on - mówił o Pastranie jeden z tych, którzy się zgodzili.
Mężczyźni skakali z wysokości 4 tysięcy metrów. Pastrana, w skarpetkach, kąpielówkach, okularach przeciwsłonecznych i Red Bullem samotnie leciał bardzo krótko. Po chwili jeden z asekurujących skoczków złapał go za dłonie, inny przypiął się do uprzęży, którą motocyklista miał pod szortami i bezpiecznie wylądował.
- Na kilka sekund przed skokiem pomyślałem: "Jestem jego ostatnią szansą na przeżycie . Wszystko zależy ode mnie". Potem spojrzałem na niego. Widziałem wiele osób, które zaraz mają skoczyć i widziałem dużo strachu. A Pastrana wcale się nie bał - skomentował jeden ze skoczków. I nic dziwnego, jak się ma na koncie takie wyczyny:
ZOBACZ: Jeszcze więcej Deseru w Deserze!