Skoczek nie ma żadnych złamań, został przetransportowany do szpitala z obrażeniami głowy i szyi - informuje brytyjski ''The Sunday Times''. Stan mężczyzny określany jest jako stabilny, a przyjaciele zapewniają, że jest on ''dobrej myśli".
Paul Lewis od 20 lat skacze ze spadochronem. W piątkowe popołudnie miał filmować dziewczynę, która po raz pierwszy skakała z wysokości 3 km niedaleko miejscowości Whitchurch w zachodniej Anglii. A tymczasem sam znalazł się w nie lada tarapatach.
Gdy był już na wysokości mniej więcej kilometra, postanowił otworzyć spadochron. I... nic. Zapasowy spadochron też zawiódł. Wprawdzie otworzył się, ale tylko częściowo i Lewis zaczął szybko wirować i spadać. Na szczęście zanim uderzył w ziemię, spadochron zahaczył o dach hangaru i uratował mężczyznę przed śmiertelnym uderzeniem.
- On miał nieprawdopodobne szczęście, nie odniósł prawie żadnych obrażeń. Gdyby spadł 3 metry obok w którąkolwiek stronę, wylądowałby na twardym podłożu - mówi Colin Fitzmaurice, właściciel ośrodka spadochroniarskiego i świadek wypadku.
Fitzmaurice wezwał karetkę, gdy tylko zobaczył kłopoty spadochroniarza, jeszcze zanim spadł on na dach hangaru. Ale i tak trzeba było czekać prawie godzinę na przyjazd wozu strażackiego z odpowiednim podnośnikiem, żeby lekarze mogli udzielić pomocy skoczkowi.
- Byłem pierwszy na miejscu zdarzenia i nie mogłem uwierzyć, ile on miał szczęścia. (...) Zajmuję się tym od ponad 30 lat i zdarzają się śmiertelne wypadki. Co za ulga, że on przeżył - mówi Fitzmaurice.