Otóż piękna, blondwłosa i rozwiedziona Iwona Arent żali się tabloidowi, że "kochała się nie w tym, co trzeba". Ale zacznijmy od początku. Posłanka PiS informuje, że po raz pierwszy na zabój (tak, tak napisali) zakochała się na wakacjach w Polanicy. Miała wtedy 3 lata.
- Dobrze pamiętam, że nie chciałam się bawić z nikim więcej, tylko z nim - opowiada. - Najgorzej, że nie pamiętam jego imienia - dodaje z figlarnym uśmiechem na ustach.
Dalej opowieść toczy się równie wartko. "Kolejne wakacje i kolejna miłość", szkolne potańcówki i nowe "grono adoratorów" po każdej z nich. A na koniec, "pierwsze poważniejsze uczucie". Na kajakach.
Jej adorator nie szczędził sił, wiosłując i wylewając na przemian wodę z kajaka. - To właśnie tym zdobył moje serce. No, przynajmniej na kilka tygodni - komentuje Arent. Co było dalej? Nie wiemy. "SE" przerywa opowieść w najciekawszym momencie.
Dziwny kod, nieznany język. Tajemnica słynnej księgi wyjaśniona? >>