Jest ich zaledwie dziesięciu. Pomoc zorganizowali praktycznie z dnia na dzień. Jarosławianie wiedzieli, że uciekającym z Ukrainy przed wojną potrzebny będzie przede wszystkim bezpieczny kąt i nadzieja na nowy początek. Wyremontowali swoje prywatne obiekty, którymi były m.in hotel robotniczy czy dom babci jednego z wolontariuszy. Początkowo przyjmowali po około 20, 30 osób. Dzisiaj planują dać schronienie setkom, a nawet tysiącom uchodźców, ponieważ widzą że skala problemu jest ogromna, a opieka, którą codziennie obejmują przybywających - niezwykle potrzebna.
- Nie ma tu żadnych twardzieli, każdy ma swój moment. Od soboty ludzie, którzy to budują, spali w sumie może po około osiem godzin. Jest tutaj bardzo dużo pracy i bardzo dużo potrzeb - wyznaje Kamil. Jak podkreśla, celem całej inicjatywy jest pomoc kobietom i dzieciom. Dodaje także, że kolor skóry, wyznanie czy pochodzenie etniczne nie mają w tym miejscu żadnego znaczenia. To miejsce, w którym uciekający przed kryzysem wojennym mają poczuć się w końcu bezpiecznie. To także długo wyczekiwany przystanek dla osób, które wędrowały, czasem w mrozie i przez kilka dni, by ostatkiem sił dotrzeć właśnie tam, do Jarosławia - miejscowości położonej niedaleko Przemyśla, zaledwie 30 km od granicy z Ukrainą.
- 24 lutego Patryk zamówił pierwsze łóżka i materace. Ja dołączyłem tutaj w sobotę, bo nie wiedziałem, jaka jest skala tego przedsięwzięcia. Okazało się, że Patryk planuje, żebyśmy przyjęli nawet kilka tysięcy ludzi, którymi będziemy się zajmować - wspomina jeden z wolontariuszy Kamil Prusinowski.
- Kolega miał kilka swoich lokalizacji, zaczęliśmy też dzwonić po gminach i organizować przede wszystkim najpierw miejsca do zamieszkania. Najpierw było 20 ludzi, potem 40. Dzisiaj mamy już najprawdopodobniej jakieś 150 czy 170 osób, którymi się opiekujemy. Obecnie mamy 250 miejsc, za kilka dni będziemy mieli około 500 - dodaje. Bieżące potrzeby i postępy w działaniach, Jarosławianie publikują na swojej stronie na Facebooku: "Pomoc dla uchodźców z Ukrainy - Jarosław, ul. Poniatowskiego 53".
To jednak nie wszystko. Poza dachem nad głową, wolontariusze, widząc skalę problemu, utworzyli także punkt medyczny z 24-godzinną opieką lekarską i zaplecze farmaceutyczne. Jak informują, trafiają do nich osoby w bardzo różnym stanie - nieraz z hipotermią, odmrożeniami czy chorobami neurologicznymi. Niektórzy nie mają przy sobie żadnych rzeczy osobistych, bagaży czy dodatkowych ubrań.
Więcej podobnych treści przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
Jarosławianie postanowili także stworzyć dzieciom możliwość edukacji i lepszego zaadaptowania się do nowych okoliczności. Od piątku (4 marca) ruszyło prywatne przedszkole, które na ten moment oferuje 50 miejsc. Poza tym będą organizowane także zajęcia dodatkowe zarówno dla tych najmłodszych, jak i dla matek. - Zajęcia będą organizowane także dla tych kobiet, żeby one poczuły się zaopiekowane, że coś dobrego się dla nich dzieje. Żeby nie myślały tylko o tym, że zostawiły gdzieś swoje mamy, swoje domy, swoich mężów, którzy giną - podkreśla Prusinowski.
Każda osoba, która przybywa do Jarosławia, to osobna historia, za którą kryje się osobista tragedia. Miejsce, które wolontariusze tworzą, pozwala na odnalezienie spokoju, ale przede wszystkim bezpieczeństwa - azylu, na który nieraz czekano kilka dni bez jedzenia czy picia. - Dostaliśmy telefon, że za pół godziny przyjeżdża 86 dzieci, które są same, jadą od 72 godzin. W wieku od dwóch do 16 lat, z porażeniem, z różnymi niepełnosprawnościami i trzeba je umyć, nakarmić, przebrać. Te dzieci były odparzone, w fekaliach. Przez trzy dni nic nie jadły, nic nie piły, były skrajnie wycieńczone. My nie mamy profesjonalnych opiekunów, ale musieliśmy to zrobić - mówi wolontariusz.
Prusinowski wyznaje także, że bywają momenty, kiedy z przybywających schodzi w końcu długotrwały stres i puszcza napięcie. Wtedy dochodzi do jednych z najbardziej wzruszających momentów, gdy zupełnie obce osoby padają sobie w ramiona i dzielą się rodzinnymi historiami. Często również przyjmowane kobiety nie chcą wyłącznie otrzymywać pomocy, ale same podejmują decyzję o czynnym jej niesieniu. - Kobiety, które do nas trafiają, nie chcą niczego od nas brać, ale też bardzo chętnie się angażują. One mówią: "No dobrze, wy pomagacie Ukraińcom, dlaczego my nie mamy? Skoro już tu jesteśmy, zadomowiliśmy się, czemu Ukraińcy nie mają pomagać Ukraińcom".
Jarosławianie na swojej facebookowej stronie aktualizują bieżące potrzeby grupy. W serwisie społecznościowym informują m.in. o brakujących produktach i niezbędnych w danym momencie akcesoriach. Można ich wesprzeć także finansowo poprzez zbiórkę utworzoną przez nich na portalu zrzutka.pl [LINK TUTAJ]. Zbierają środki pieniężne na wyposażenie lokali, artykuły opatrunkowe, higieniczne, leki przeciwbólowe, żywność czy materiały szkolne (np. książki dla dzieci w języku ukraińskim czy rosyjskim). Potrzebna jest także pomoc w postaci wolontariatu, ponieważ jak podkreśla Prusinowski, pracy jest przed nimi jeszcze wiele.